niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 8

I nadszedł ten dzień. Tia dzień szczęśliwy, radony rozpoczynający nowe życie... bla, bla bla. Biadolenie o Chopinie.  O 8 rano zerwał mnie z łóżka jakiś nie określony dźwięk który się później okazał budzikiem. No co nie moja wina nie lubię rano wstawać, a w szczególności w wakacje.  Ten cały ślub ma być chyba o 14 z tego co słyszałam. Powalona godzina. Jak ten cały dzień no ale czego się nie robi dla rodziny. Poszłam do łazienki i zrobiłam sobie 1,5 godzinną kąpiel. O tak tego mi było trzeba. Siedziałabym dłużej, ale woda mi ostygła. No tak grzałki to ona nie ma. Ubrałam jakieś stare dresy i luźną koszulkę i zeszłam na dół. Tam wszyscy nerwowo krzątali się i coś tam robili. Ja wzruszyłam ramionami i poszłam do pustej kuchni. Zrobiłam sobie moje czekoladowe płatki z mlekiem i zajadając myślałam o Lucky. Moja wariatka jedna znów w kłopoty wpadła. Idiotka zwyzywała ostatnio w hotelu jakiegoś gnojka, który okazał się Justinem Bieberem. Kiedy dowiedziała się, że to on wyśmiała go i stwierdziła, że Selena jest chyba ślepa chodząc z takim pedalskim lamusem. Później zadowlona poszła do schroniska pomagać. Ja jej czasem nie rozumiem, a wy. 
M - Jewel kotku, zaraz stylistka do ciebie przyjdzie więc jedz szybciej.
J - A nie mogę iść tak.
Wskazałam na moje dresy, rozciągnięty t-shirt i niechlujną fryzurę.
M - Kicia nie popsuj tego wspaniałego dla Gemmy dnia.
J - Dobra to idę na górę. Jak ten babsztyl przyjdzie niech wejdzie.  - zła poszłam na górę i czekałam na tego babsztyla. Po godzinie raczyła się pojawić.
S - Dobrze to ja Silvia jestem i dzisiaj będę się tobą zajmować.
J - A co to ja dziecko - oj chyba za dużo czasu z Lucky spędzam. Oj demoralizuje mnie.
S - Nie, ale masz być śliczną siostrą panny młodej.
J - Oj to chyba operacje plastyczną muszę zrobić.
S - Nie właśnie śliczna jesteś, a ja muszę to piękno podkreślić.
J - Dobra koniec gadki czas pracy.
Po jakiś 2 godzinach miałam gotowy lekki makijaż składający się tylko z jasnego cienia do powiek i błyszczyka. I piękną fryzurę:
Do ślubu zostały już tylko 2 godziny, a ja z rodzicami, Harrym i zespołem One Direction mieliśmy być godzinę przed czasem. Tak więc podziękowałam Silvii i poszłam ubrać moją sukienkę:
Zadowolona poprawiłam jeszcze tylko wisiorek i zeszłam na dół po schodach. Na dole wszystkim na mój widok opadła szczęka.
Z- Wyglądasz..
Lou - ...zjawiskowo.
Li -  ... doskonale.
N - ....pięknie.
H - Siostra piękna jesteś.
J- Dzięki, ale chyba powoli już musimy się zbierać.
H - A no fakt. Rodzice już pojechali.
Szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy przed kościół. Tam już stało parę osób. Nawet nasz stary nauczyciel muzyki. Wszyscy podeszliśmy do niego.
J - Dzień dobry panie psorze.
P - O kogo ja widzę małą niepozorna istotka o wielkim głosie.
Z - O Harrym pan mówi.
P - Nie Harry to był wielki mężczyzna o wielkim głosie. Za to jego siostrzyczka Jewel. Nadal nie mogę zapomnieć twojego głosu.
J  - Tak wiem straszny fałsz - zaśmialiśmy się.
Li - Miło było pogadać, ale musimy iść pomóc.
J - Do widzenia.
P - Do widzenia malutka mam nadzieję, że kiedyś jeszcze usłyszę twój piękny wokal.
Uśmiechnęłam się tylko i odeszliśmy.
Z - To ty śpiewasz.
J - Yyy nie zdaje ci się.
Zaśmialiśmy się i każdy rozszedł się w swoje strony. Po paru minutach cała ta szopka zwana ślubem rozpoczęła się. Jak zawsze durny marsz weselny .Nic do niego nie mam no, ale ludzie nie można rocka, albo Heavy Metalu zagrać ;)). Zaśmiałam się do własnych myśli i zajęłam moje miejsce obok Harrego w ławce.
Ceremonia szybko minęła. Na przysiędze nawet lekko się wzruszyłam ale na szczęście nikt tego nie widział. Mama ryczała, tato płakał boziu co za mięczaki. Na szczęście jak się szybko zaczęło tak i szybko się skończyło. Po kościele jak zawsze sypanie ryżem ( Kevinki się najedzą ;)). I skłądanie życzeń. Szybko złożyłam swoje życzenia i pojechałam na sale.

_----------------------------------------------------------------------------------------------------------_
Haha ta da. Jutro dodam wesele (Może ) Dobra ja lecę bo mnie zaraz zadźgają za moje durne pomysły. No ale co czy to nie śmieszne zamknąć siostrę w łazience i słuchać jej pięknego krzyku abym ją wypuściła. No właśnie  dobra ja podwija kiece i lecę ( Oj kiecy nie mam więc z lotu nici ). Pa marcheweczki wy moje ;)

2 komentarze:

Obserwatorzy