wtorek, 17 grudnia 2013

Akt 1 Scena 5

Pakując ciuchy do torby, próbowałam pozbyć się bolesnych wspomnień, jednak na próżno, z każdym zamknięciem oczu jaka mina, twarz czy scena wyrwana prosto z horroru życia przewijała mi się jak w kalejdoskopie. Rzucając w końcu torbę na ziemię, sama się skuliłam i gryząc pięści, aby nie wyrwał się z moich ust szloch zamknęłam oczy pozwalając na to, aby fala wspomnień zalała mnie doszczętnie.

- Maksiu ale to za wysokie drzewko - 4 latka z zachwytem patrzyła jak jej starszy brat bez problemów wspina się po drzewie - A jak spadniesz?
- Bez problemu Sammy - Krzyknął chłopczyk podciągając się wyżej - Nie jest jeszcze aż tak źle.
- Ale na pewno? - zapytała dla upewnienia.
- Na pewno - uśmiechnięty chłopczyk spojrzał na młodszą siostrzyczkę siadając na gałęzi - No chodź to wcale nie jest takie straszne na jakie wygląda.
- Ufam ci - powiedziała tylko i unosząc dumnie podbródek do góry, zaczęła wspinać się na drzewo tak samo jak jej brat.
- I co takie straszne było? - zapytał mały brunecik o intensywnie niebieskich oczkach siostrzyczki.
- Nie - wydyszała krótko i siadła przy bracie - Ale i tak sądzę, że to drzewo jest wysokie.
- Może i jest, ale we dwoje możemy wszystko - przytulając siostrę, chłopczyk zaczął jej opowiadać historię drzewnej wróżki.


- Wracaj tu w tej chwili - słysząc rozkazujący ton pielęgniarza przyspieszyła bieg - I tak nam nie uciekniesz - wrzasnął mężczyzna za uciekinierką i stanął zdyszany.
- Jeszcze zobaczymy - mruknęła zła i przyspieszyła bieg. Kiedy tylko znalazła się w lesie, stanęła i ciężko dysząc zaczęła rozglądać się dookoła. Widząc niedaleko siebie wysoki i rozłożysty dąb ruszyła w jego stronę. Rozglądając się dookoła czy nikt jej nie widzi zaczęła wspinać się na górę. Kiedy była już bezpiecznie ukryta pośród zielonych liści, oparła czoło o chropowatą korę i zaczęła dla uspokojenia głęboko oddychać.
- Nawet w pojedynkę udaje się wszystko - szepnęła i unosząc głowę zaczęła przyglądać się gwiazdom, które dzisiaj wyjątkowo świeciły jasno.

- Wybacz mi Summer - słysząc jego głos uniosła ciężką od płaczu głowę do góry - Wybacz mi - nie zważając na nic podszedł bliżej do dziewczyny i ignorując jej protesty mocno do siebie przytulił.
- Max..... 
- Ściiiii - szepnął tylko i pozwalając łzom swobodnie płynąć, siedział wraz z siostrą na podłodze. Niestety tą magiczną dla obojga chwilę przerwał dźwięk dzwonka telefonicznego, który rozniósł się echem po całym pokoju.
- To twoje - warknęła nastolatka i wyrywając się z braterskich ramiona, wzięła torbę i patrząc na brata z tęsknotą pomieszaną z bólem wyszła z domu. Nie bacząc na nic od razu skierowała się ku domowi swojej przyjaciółki Louise. 
- Słońce - szepnęła tylko blondynka po czym przytulił mocno do siebie zapłakaną dziewczynę - Zaparzyłam już herbatę - szepnęła do ucha brunetce i wprowadziła ją w głąb domu.

czwartek, 28 listopada 2013

Akt 1 Scena 4

- Czy ty myślisz, że mnie to coś obchodzi - odkrzyknęłam kobiecie i siadłam wygodnie na parapecie. Słysząc gniewne pomruki matki uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam lizaka.
- Nie ładnie mówić tak to matki - słysząc ten głos, zamarłam w bezruchu - Nie przywitasz się z braciszkiem? - zapytał wyciągając w moją stronę ramiona.
- Ja już nie mam brata, a jak mam to zginął na śmieciowisku przygnieciony stertą śmieci i odchodów - wysyczałam w jego stronę budząc się z transu, po czym zeskoczyłam na ziemię i omijając go szerokim łukiem wyszłam z pokoju. Jak najszybciej zbiegłam po schodach i zaczęłam naciągać na gołe stopy buty.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytała rodzicielka stając w progu kuchni.
- Tak tam i tu.
- Jaśniej proszę!
- To nie bank Gringotta z Harrego Pottera - posłałam jej sztuczny uśmiech i otworzyłam drzwi wyjściowe - A i śpię dziś u Louise - Po czym trzaskając drzwiami ruszyłam w stronę domu tego debila.


- GADASZ!! - krzyknęła Louise powodując tym samym, że popcorn który właśnie włożyła do ust wypadł i spadł na podłogę.
- Fujjj jesteś obrzydliwa - powiedziałam krzywiąc się, na co ona machnęła tylko ręką.
- Bujasz, on naprawdę przyjechał?
- No tak.
- I co mu powiedziałaś? - zapytała zaciekawiona przybliżając się do mnie.
- Że nie mam już brata, a jak mam to zginął na śmieciowisku przygnieciony śmieciami i odchodami.
- To chyba zmartwychwstał - powiedziała z sarkazmem siadając prosto, nagle podskoczyła - O albo wiem robaczki świętojańskie go wygrzebały ze sterty śmieci.
- Ta jasne, może od razu stał się superbohaterem, po takiej kąpieli w radioaktywnych odchodach wszystko możliwe - powiedziałam poważnie, po czym wybuchnęłyśmy nieopanowanym śmiechem.
- Chciałabym to zobaczyć - powiedziała tylko Louise po czym złapała się za brzuch.
- Przeprowadź mu dokładną inspekcję.
- A żebyś wiedziała zacznę od spodni - wystawiła mi język po czym zaczęła stukać coś na klawiaturze laptopa.
- Co ty tam robisz? - zapytałam zaciekawiona pochylając się nad jej ramieniem.
- Zaraz zobaczysz - powiedziała tajemniczo po czym siłą odsunęła mnie od siebie - A ty tymczasem zajmij się szukaniem filmu.
- Aj aj szefuniu - powiedziałam i schodząc z łóżka podeszłam do szafki z filmami.

- Koniec - krzyknęła zadowolona z siebie Louise wywołując tym samym, że ze strachu upuściłam płytę z filmem.
- Co znowu masz? - zapytałam schylając się po pudełko które wylądowało pod biurkiem.
- Obraz z kamerki internetowej Eleanor - powiedziała dumna z siebie Marco.
- Co? - krzyknęłam raptownie się podnosząc tym samym uderzając się głową w biurko - Co masz - zapytałam podchodząc do niej i rozmasowując głowę.
- No pobawiłam się trochę i włamałam się jej na kamerkę internetową - powiedziała dumnie pokazując mi laptopa gdzie na ekranie był pokój Elki.
- Mi też to robisz? - zapytałam przestraszona.
- Nie bo ty zawsze zamykasz laptopa - powiedziała przygaszona - Zołzo ty.
- Ufff - odetchnęłam z ulgą - A to co? - wskazałam na monitor gdzie nagle pojawiły się 2 sylwetki, które złączone ze sobą odbijały się od ścian.
- Ooo robi się coraz ciekawiej - mruknęła Lou i złapała miskę z popcornem.
- Posuń zadek -  krzyknęłam i rzucając opakowanie z filmem na drugi koniec łóżka siodłam obok Marco i chwyciłam garść popcornu - Zaraz pokój zdemolują - zaśmiałam się pokazując palcem jak Elka z Louisem migdalili się przy komodzie zwalając tym samym ramki ze zdjęciami.
- Mogę się założyć, że jutro będzie szła kupować nowe - zaśmiałam się, na co przyjaciółka mi przytaknęła.
- Robi się gorąco - zaśmiała się krztusząc się prawie popcornem na widok Louisa który sadzał Elke na komodzie i ściągnął jej bluzkę.
- Gorąco i niesmacznie - powiedziałam zdegustowana widząc jak Eleanor nie była dłużna i też pozbyła się górnej garderoby chłopaka i właśnie brała się za rozpinanie spodni.
- Masz rację - powiedziała zdegustowana Louise wyłączając obraz - Teraz rzygać mi się chce.
- Chyba przez miesiąc będę miała koszmary - powiedziałam wzdrygając się na samą myśl co się teraz tam dalej dzieje.
- Ja też - powiedziała blondynka i spojrzała na mnie - A więc co oglądamy.
- Na pewno nie pornola - zaśmiałam się - Ale może "Nienarodzony"
- Może być - mruknęła i wkładając płytkę do laptopa usadowiła się wygodnie.


- Ruszysz się czy nie - słysząc bulwers w głosie przyjaciółki zaczęłam się śmiać. - I z czego rżysz stara kobyło - mruknęła próbując powstrzymać śmiech - To nie ja mam się spotkać z "ukochanym" braciszkiem tylko ty.
- A jak ja nie mam ochoty - zapytałam rozkładając się wygodnie na łóżku blondyny.
- To ja ci zaraz jej narobię - krzyknęła rzucając w moją stronę poduszkę.
- Phi - mruknęłam przytulając jaśka do siebie - Teraz jest wygodniej.
- Oj rusz się - powiedziała błagalnie - 10 minut o tyle chociaż proszę, spotkasz go zabierzesz parę ciuchów i przyjdziesz ponownie do mnie.
- Ughh no dobra - mruknęłam poddając się - Ale teraz pożyczasz mi jakieś ciuchy.
- Niech ci będzie - powiedziała przewracając oczami i siadając przy laptopie - Wiesz gdzie mam garderobę.
- Wiem, wiem - zaśmiałam się i pocałowałam ją w czoło - Dziękuje za wszystko - szepnęłam i szybko umknęłam do jej garderoby.
- Nie ma za co - usłyszałam jeszcze jej cichy głos.

- Spoko Summer to nic takiego. To tylko małe spotkanie rodzinne. Zabierzesz parę ciuchów i zmykasz. To nic takiego. Nie masz się czego bać. Nie będzie, żadnej inwazji kosmitów czy Kevinów. Nikt się na ciebie z nożem nie rzuci. No dalej pchnij te drzwi. No dalej wejdź do środka - kłócąc się z własnymi myślami trzęsącymi się rękami otworzyłam powoli drzwi od swojego domu.
- Kochanie to ty? - krzyknęła mama z kuchni słysząc dźwięk otwierania drzwi.
- Mężczyzną jeszcze nie jestem - odkrzyknęłam jej i skrzywiłam się widząc przed sobą uśmiechniętą twarz brata.
- A jednak wróciłaś, czyli aż takim tchórzem nie jesteś - powiedziała zadowolony, opierając się o futrynę i wgryzając się w jabłko.
- Tchórzem w tej rodzinie jesteś tylko ty - powiedziałam z ironią w głosie i ruszyłam w stronę schodów na górę.
- Miło cię znowu widzieć Summy - szepnął chłopak w moją stronę. Słysząc stare przezwisko, w moich oczach zagościły niechciane łzy. Powstrzymując je spojrzałam na brata.
- Wracaj do przyjaciół Max - powiedziałam tylko i jak najszybciej wbiegłam na górę do swojego pokoju.

MUSZĘ PRZYZNAĆ, ŻE CHYBA PO RAZ PIERWSZY PODOBA MI SIĘ ROZDZIAŁ ;) DŁUGOŚĆ ODPOWIEDNIA, TREŚĆ CHYBA TEŻ. TERAZ WSZYSTKO W WASZYCH RĘKACH ;) LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE ;)

wtorek, 19 listopada 2013

Akt 1 Scena 3

- Summer no rusz się bo nam wakacje uciekają - krzyknęła ze śmiechem Louise, za co oberwała ode mnie z jabłka, które trzymałam w rękach.
- To, że mama nazwała mnie tak a nie inaczej nie oznacza, że musisz sobie robić ze mnie podśmiechujki.
- Jakie chujki? - zapytała Eleanor, podnosząc na nas wzrok znad czasopisma o modzie.
- Podśmiechujki - powiedziałam wywracając oczami - A poza tym jak ty możesz iść w takich butach, z walizką w ręku i do tego jeszcze czytając gazetę, przez lotnisko? - zapytałam patrząc na nią jak na kosmitę.
- Lata praktyki - powiedziała wzruszając ramionami - A tak w ogóle, to chodźcie już do tej taksówki, bo chcę już być w domu.
- Yhym - mruknęła Louise, po czym podeszła do mnie - Masz może drugie jabłko.
- A po ch... - przycięłam się, ponieważ obiecałam sobie ograniczyć przeklinanie - A po chuinkę.
- Chyba choinkę - powiedziała patrząc na mnie z rozbawieniem - A po drugie to jestem głodna.
- Poczekaj - zatrzymałam się na środku ogromnego lotniska i zaczęłam grzebać w torbie, nagle wyprostowałam się i z miną zwycięzcy uniosłam dłoń z jabłkiem do góry. - Trzym.. - nie zdążyłam nawet dopowiedzieć, kiedy poczułam jak ktoś z impetem wpada na moje ciało, powodując tym samym zachwianie mojej równowagi i znaczne przybliżenie się mojej twarzy do podłoża. Mrużąc oczy czekałam na ból wywołany zaryciem jadaczką, jak to mówiła kiedyś moja mama, o podłogę. Niestety nie doczekałam się tego i zdziwiona powoli otworzyłam zaciśnięte powieki. Jeszcze bardziej zdziwiona zauważyłam, że jak zawieszona w czasie wisiałam 20 cm od podłogi. Powoli jakieś silne dłonie podniosły mnie do pionu. Z przymrużonymi ze złości oczami powoli zaczęłam odwracać się w stronę sprawcy całego tego zdarzenia. Widząc tą wiecznie zadowoloną buźkę moja złość wzrosła 3x bardziej.
- Tomlinson - wysyczałam w stronę chłopaka i zamachnęłam się jabłkiem, niestety nie dane mi było w niego rzucić, ponieważ owoc został mi zabrany i wylądował w pyszczku wiecznie głodnej Louise.
- Jackson ciebie też miło widzieć - wyszczerzył się ten pajac i jak gdyby nigdy nic podszedł do Elki.
- Frajer - burknęłam cicho pod nosem i udając wymioty na widok ślimaczących się zakochańców, wyszłam z lotniska, prosto na świeże powietrze.

- Jackson łap - krzyknął nagle Tomlinson za moimi plecami, na co ja szybko się odkręciłam w jego stronę. Co okazało się wielkim błędem, ponieważ oberwałam w twarz własną torbą. - Zapomniałaś z taksówki powiedział jak gdyby nigdy nic opierając się o drzwi czarnego pojazdu.
- Jak ja cię zaraz piiii, ty pii piii, to poczujesz moje kopnięcie w piii i będę w wtedy w piii radosna a ty w piii pii piii poczujesz co to piiii z torby. Dogadaliśmy się ??
- Możesz przetłumaczyć? Po kosmicku nie gadam.
- Piiii się Tomlinson - pipając w głowie na swoje głupie postanowienie poprawy i ograniczenie przekleństw, wraz z torbą i walizką ruszyłam w stronę mojego "rodzinnego" domu. Dlaczego "rodzinnego"? Ponieważ to tam powstało najwięcej wspomnień. Drgając na samą myśl o nich, zacisnęłam mocniej szczękę i starając się wyrzucić je z myśli, powoli otworzyłam ciemne drzwi i jak gdyby nigdy nic, stawiając walizkę na podłodze w hallu ruszyłam do salonu gdzie miałam nadzieję spotkać mamę. Zdziwiona nie widząc jej na ulubionym fotelu, wzruszyłam ramionami i zabierając walizkę z hallu poszłam do swojego pokoju.

Słuchając muzyki, leżałam na brzuchu na podłodze i malowałam z nudów w zeszycie. Na widok kosmity ubranego w bikini, zaśmiałam się i zamknęłam zeszyt. Przekręcając się na plecy zamknęłam oczy i próbowałam nie zasnąć. Niestety na niewiele się to zdało ponieważ już po chwili w mojej głowie pojawiły się wspomnienia.
- Chcesz wyluzować? - zapytał młody chłopak w wieku około 18 lat?
- A co proponujesz? - zapytała wychudzona nastolatka, siedząc w kącie i patrząc na spływające powoli krople deszczu.
- Zacznij ćpać to pomaga - szepnął wyciągając w jej stronę skręta - Zapominasz o tym miejscu, o cierpieniu, o idiotach którzy zesłali nas na to wygnanie.
- A pomaga zapomnieć o wielkiej ranie w sercu, która nie chce się zarosnąć? - zapytała z nadzieją, próbując pozbyć się obrazu brata z pamięci.
- Pomaga - powiedział chłopak uśmiechając się szeroko.
- Na długo?
- Na momencik - powiedział szczerze.
- To nie chcę - odpowiedziała i powróciła do oglądania kropelek deszczu.

- Summer co ty robisz chcesz wylecieć? - młoda dziewczyna z przerażeniem w dużych oczach spojrzała na otwarte drzwi do łazienki i postać jej koleżanki z odwyku.
- Ja...Ja...... Cleo pomóż mi - zrozpaczona dziewczyna rzuciła na podłogę zakrwawioną żyletkę i rzuciła się koleżance w ramiona z płaczem.
- Już ćsiii mała nie płacz - próbowała ją pocieszyć dziewczyna, co jednak nie okazało się takie łatwe.
- To kusi...Strasznie kusi - szepnęła nastolatka, i wycierając łzy, zakryła świeże nacięcia bluzką.
- Co tu się dzieje? - krzyknął potężny mężczyzna w białym kitlu wkraczając z rozmachem do małej łazienki - Znowu? - wrzasnął zły widząc zakrwawioną żyletkę - Do izolatki na 2 dni - krzyknął po czym szarpiąc ciemnowłosą nastolatkę, wywlókł ją z łazienki i zaciągnął do małego pokoju z rozwalonym łóżkiem przyczepionym do ściany i malutkim zakratowanym okienkiem - Dla ciebie nie ma dziś kolacji - powiedział na do widzenia i wskazując jej gliniane naczynie - To twoja toaleta - wysyczał i wyszedł zadowolony z siebie.

Budząc się zlana potem, przestraszna zaczęłam rozglądać się dookoła. Widząc wielkie okno wychodzące na ogród, podeszłam do niego i drżącymi rękami otworzyłam je na szerokość. Wdychając świeże powietrze próbowałam się uspokoić co nie przychodziło mi jednak z łatwością. Nagle drzwi od domu trzasnęły, a po wnętrzu rozległ się krzyk mamy.
- Summer chodź na dół i zobacz z kim przyjechałam....

niedziela, 10 listopada 2013

Akt 1 Scena 2

-.....My ci pomożemy.....My cię wyleczymy......My pomożemy ci z tego wyjść..... - niesione przez wiatr szepty, miotały ciałem dziewczyny, która w pozycji embrionalnej leżała na czarnych kafelkach, a z ran na jej nadgarstkach zadanych przez ostrą żyletkę leciała ciemno czerwona krew.
- ....My ci pomożemy.....Zaufaj nam - mężczyzna w białym kitlu powoli zbliżał się do dziewczyny. Jego oczy wyrażały tylko pustkę. Pustkę i niebezpieczeństwo - Zaufaj nam.... - Szepnął i kucając przed dziewczyną, umoczył delikatnie palec w jej krwi, po czym z zadowoleniem zlizał każdą kropelkę - Zaufaj nam.....
Czując jak krzyk ściska mnie w gardle, otworzyłam szybko oczy i zaczęłam rozglądać się dookoła. Czując nieprzyjemne drapanie w gardle i zimny pot na plecach spojrzałam na zegarek. 2.30 AM.  Wiedząc, że już nie zasnę, wstałam z kanapy na której zasnęłam i wyszłam na balkon. Opierając się o barierkę spojrzałam w stronę ciemnej plaży. Czując nieprzyjemny chłód w okolicach gołych stóp mimowolnie wzdrygnęłam się. Zamykając delikatnie oczy, próbowałam przestać myśleć o koszmarze, który nawiedza mnie w snach. O koszmarze swojego życia. Próbując powstrzymać łzy cisnące się do oczu, ruszyłam w stronę sypialni, gdzie leżała moja walizka. Przebrałam się szybko w jakieś dresy i naciągając na koszulkę bluzę, wsadziłam do kieszeni kilka sztuk lizaków wraz z paczką papierosów i zapalniczką. Aby nie obudzić dziewczyn, chwyciłam buty w ręce i jak najciszej się dało wyszłam z naszego hotelowego pokoju. Zakładając na korytarzu trampki przed kostkę, szybko ruszyłam w stronę wyjścia, po czym ruszyłam biegiem w stronę plaży.

Zmęczona biegiem brzegiem morza, ułożyłam się na piasku. Nadal czując nieprzyjemne drapanie w gardle, poczułam chęć zapalenia papierosa. Gwałtownie siadając na piasku, powoli wyjęłam paczkę, która symbolizowała mój upadek. Walcząc ze wspomnieniami patrzyłam w nią i starałam się wyjąć jednego. Trzęsącą się ręką w ostatniej chwili wyrzuciłam paczkę na piasek, a sama złapałam za lizaka, który już po chwili znajdował się w moich ustach. Zamykając oczy ponownie położyłam się na piasku. Teraz wygrałam, ale czy wygram ponownie?? 

- Gdzie ty się podziewałaś? - powoli zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na zmartwioną Louise i Eleanor.
- Tam i tu, tu i tam - odpowiedziałam i unikając dalszych pytań, ruszyłam prosto w stronę łazienki.
- I tak nie uciekniesz od odpowiedzi - krzyknęła jeszcze za mną brunetka.
- A przekonamy się - mruknęłam z grymasem, po czym rozbierając się przed lustrem weszłam pod gorący strumień wody. Czując ukrop wody na zmarzniętym ciele, powoli się uśmiechnęłam. 

Zakręcając kurki z wodą, siadłam na kafelkach i zaczęłam obserwować jak para wodna powoli się skrapla, powodując tym samym, że kropelki wody spływały wolnym ruchem po zimnych łazienkowych kafelkach. Zafascynowana tym widokiem, powoli odpływałam. Zamykając oczy dla koncentracji, próbowałam przypomnieć sobie chwilę beztroskiego dzieciństwa. Jednak to nie zapach muffinek jagodowych i widoku babci nasunął mi się na myśl. Tylko chwila z bratem. Wspomnienie które chciałabym wymazać.

- Tylko ja i ty przeciw całemu światu - szepnął chłopiec o bardzo błękitnych oczach.
- Na zawsze? - szepnęła dziewczynka, po czym patrząc na brata z podziwem i szacunkiem w czarnych oczach wystawiła w jego stronę mały palec.
- Na zawsze - powtórzył chłopiec z uśmiechem i złapał swoim palcem, palec dziewczynki - Obiecuje.

- Obiecałeś - krzyknęła zezłoszczona nastolatka w stronę starszego brata, który stał przed drzwiami wyjściowymi ze spakowaną walizką - Obiecałeś - powtórzyła, a po jej policzkach spłynęła samotna łza.
- Summy - szepnął niebieskooki chłopak, podchodząc powoli do dziewczyny - To moja jedyna szansa.
- Obiecałeś - szepnęła dziewczyna oskarżycielsko.
- Summy, ale to wielka szansa dla mnie i tych chłopaków, dzięki temu mogę spełnić swoje marzenia - powoli zbliżał się do dziewczyny - Nigdy nie przestanę cię kochać - powiedział i otwierając szeroko ramiona, chciał po raz ostatni przytulić swoją małą siostrzyczkę.
- Obiecałeś - powiedziała wściekła odsuwając się od niego - Ale jak widać twoje obietnice do niczego się nie nadają. Jedź spełniać marzenia - powiedziała patrząc mu prosto w oczy - Ale wiedz jedno - wystawiła w jego stronę palce - Zostałam już tylko ja. Sama będę przeciwko światu - krzyknęła i wybiegając z domu ruszyła w stronę jeziorka, gdzie kucnąwszy przy drzewie skuliła się i zaczęła płakać.

- Przestań - krzyknęłam i uderzyłam się w twarz. Budząc się z transu zaczęłam podnosić się do góry. Patrząc w lustro widziałam zapłakaną, chudą nastolatkę, na której ciele nie została już ani jedna blizna. Blizny które symbolizowały jej upadek zostały usunięte wraz z wspomnienia. Z wspomnieniami, które teraz do niej wracają......

PRZEPRASZAM LEKKO ZAGMATWAŁAM I ZAWALIŁAM, ALE OBIECUJE, ŻE KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE O WIELE LEPSZY. POZDRAWIAM ;*

czwartek, 31 października 2013

Akt 1 Scena 1

- Summer podnieś tą swoją seksi dupencję i chodź - po raz kolejny usłyszałam nawołujący mnie głos przyjaciółki.
- Popierdoliło? - zapytałam siedząc dalej na kanapie i zajadając popcorn oglądałam jakieś durne melodramaty.
- No chodź, zobacz jak tu pięknie - oho druga się dołączyła - Bo zabiorę ci wszystkie lizaki - zagroziła mi Eleanor.
- A chuj ci w dupę, nie wiesz gdzie są - powiedziałam z uśmiechem, po czym wsadziłam garść popcornu do buzi.
- Mówisz o tych w walizce pod podszewką - powiedziała triumfalnie wychylając głowę zza framugi drzwi balkonowych.
- Zapierdole - krzyknęłam plując naokoło popcornem i z okrzykiem godnym barbarzyńcy rzuciłam się w stronę hotelowej sypialni w celu ukrycia moich chupa-chupsów przed tą wiedźmą.
- To jak idziesz do nas.
- Zaraz - warknęłam, po czym wkładając do każdej kieszeni po 5 lizaków, ruszyłam w stronę dziewczyn. Stając przy barierce spojrzałam w stronę widoków rozciągających się przed nami. Hmm nie ma to jak słonko, plaża i piękne widoki. A takie atrakcje tylko na Greckiej wyspie Kreta. Zamykając oczy, pozwalałam oceanicznej mgiełce dmuchać na moją twarz.
- Wiedziałam, że tu znormalnieje - zaśmiała się Louise do Eleanor, za co dostała ode mnie w tył głowy.
- Słyszę cię - powiedziałam z uśmiechem, po czym otworzyłam oczy - To co laski gotowe na wyrywanie obleśnych Greków.
- Chyba pięknych - powiedziała Lou.
- Oni tacy piękni jak Trolle w bajkach - powiedziałam i posyłając jej szeroki uśmiech weszłam do pokoju, aby zabrać naszykowaną wcześniej torebkę.
- Ja tam już mam mojego boga - zaśmiała się El, po czym zabierając torebkę i ubierając buty czekała na nas przy drzwiach. - Idziecie.
- Tak, tak - zaśmiałam się.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała zdezorientowana Lou.
- Właśnie sobie wyobraziłam jak pierdolnęłaś w tych butach, a obleśny grek po 70 pomaga ci wstać, a potem całowanko i ruchanko. - powiedziałam ledwo powstrzymując śmiech, na co Elka zaczęła się brechtać.
- Spieprzaj - powiedziała obrażona blondynka - Ten grek będzie piękny i młody.
- Chyba pizdowaty i podstarzały.
- Idź na wróżkę, ups nie nadajesz się - warknęła zła blondynka, po czym wymijając Calder wyszła z pokoju.
- No nie gniewaj się Skarbek noooo - krzyknęłam za nią, na co ona zareagowała odwróceniem się do mnie i pokazaniem środkowego palca - Też cię kocham - krzyknęłam z uśmiechem.
- Debilka - krzyknęłam tylko, po czym stając pod ścianą zaczekała na nas.
- No to lecimy - krzyknęła Elka, po czym zataczając się z nadmiaru hormonu szczęścia wyszłyśmy z hotelu.
- Gdzie najpierw? - zapytałam siłując się z otwarciem lizaka.
- Na rynek po pamiątki. - odpowiedziały tamte debilki razem.
- Okej - mruknęłam - No co za cholerstwo nooo - krzyknęłam zła i już miałam wyrzucić lizaka kiedy on magicznie się otworzył - Ha wiedziałam, że wystarczy ładnie poprosić. - z miną zwycięzcy zaczęłam go jeść - No to idziemy bo nam wszystko wykupią. - krzyknęłam po czym zaczęłam iść przed siebie.
- Ymm Summer nie ten kierunek - powiedziała zawstydzona Eleanor pokazują ręką stronę gdzie mamy iść.
- Phii przecież wiedziałam. - powiedziałam jak gdyby nigdy nic i ruszyłam już w dobrym kierunku.
***
- O kurwa ja pierdole moje nogi - krzyknęłam, po czym nie zdejmując butów rzuciłam się na kanapę.
- Moje też - mruknęła El i ułożyła się koło mnie. Zaraz doczłapała do nas Louise.
- Chyba narobiłam sobie odcisków - powiedziała, po czym rzucając buty w kąt siadła na ziemi.
- Szkoda, że się jednak nie wypierdoliłaś, śmiechu chociaż by było trochę - powiedziałam po czym przymknęłam oczy.
- A weź zamilcz istoto nieczysta.
- Yhym - mruknęłam sennie i już prawie usypiałam kiedy zadzwonił mój telefon. - Co do kurwy nędzy jest?
- Mama dzwoni - zanuciły dziewczyny.
- Aha już bo - wyginając się w łuk, wyciągnęłam telefon ze spodenek i spojrzałam na wyświetlacz - A nie jednak to ona - powiedziałam niezadowolona, po czym przybierając słodziakowaty ton odebrałam.
~Co cię nakłoniło kochana mamusiu aby zadzwonić do mojej zacnej rozmowy.
~Kiedy wracasz do Menchesteru?
~Za rok może dwa - powiedziałam oglądając z ciekawością paznokcie.
~A tak na serio.
~Chyba za tydzień.
~A to dobrze.
~Niby czemu.
~Bo wtedy twój brat przyjeżdża.
~Ja pierdole kurwa mać weź mi tu nie żartuj - powiedziałam, po czym rozłączyłam się.
- Co chciała?
- Umaniło jej się coś, że mój brat przyjeżdża za tydzień do domu - powiedziałam wzruszając ramionami i jak gdyby nigdy nic włączyłam telewizor. 

niedziela, 27 października 2013

Przedstawienie czas zacząć.....

2010 rok....
- Jak się nazywasz?
- Summer....Summer Jackson.
- Cześć Summer - rozległ się chórek głosów.
- Co cię do nas sprowadza?
- Jestem uzależniona.
- Jak każdy z nas tutaj. A konkretnie.
- Jestem nerwowa, nie pohamowana, wybucham gniewem - powiedziała nastolatka patrząc na świat czarnymi rozbieganymi oczami - Od rozwodu rodziców jestem uzależniona od papierosów.
- Jeszcze coś?
- Tak - odpowiedziała dziewczyna patrząc na krąg osób - Od kilku miesięcy tnę się.
- Czemu to robisz?
- Ponieważ nie umiem pogodzić się z myślą, że mój starszy brat już mnie nie ochroni.
- umarł?
- Nie został członkiem Brytyjsko-Irlandzkiego boysbandu.
- My ci pomożemy z tego wyjść.....................

Marionetki

Summer Jewel Jackson (ur. 07.12.1994 r.) - Co tu dużo o mnie mówić. Dziewczyna z problemami i to nie małymi. Nazwisko odziedziczyłam po matce, bo ojca po rozwodzie i po tym jak wysłał mnie na leczenie, nie chcę znać. Spokojna (czasami), zdrowo pierdolnięta, wredna, chamska czasami miła i sympatyczna a także umiejąca dowalić. Ta da to cała ja. 
Louise Charlotte Marco (ur. 07.12.1994 r.) - Moja bliźniaczka odnaleziona po latach. Hahahha dobre sobie. Różnica czasu między nami wynosi 2 godziny, ale adres urodzenia nie ten sam :P.  To moja BFF, mieszkamy razem w pokoju w akademiku. Dzięki mnie zeszła na psy. Żarcik. Tak samo jak ja zdrowo pierdolnięta, wiecznie uśmiechnięta.
Eleanor Calder (16.07.1992 r.) - Moja druga BFF. W naszej paczce ma rolę starszej siostry. Kochana, miła i równie pierdolnięta jak my dziewczyna. Niby studentka. Aha bo my nie znamy studentów :P. Mogę zawsze na nią liczyć, znam ją prawie od dziecka. Prawie bo poznałam ją jak miałam 13 lat. 
ONE DIRECTION - Piękni i boscy chłopcy lecz nie rajdowcy. Tia tia niby przystojni niby zajebiści, ale nie dla mnie. Jeden z nich jest chłopakiem Elki, oj szkoda mi dziewczyny. Zostawię ich bez komentarza.
oraz THE WANTED - kolejni udani. Proszę zabierzcie ich ryjki bo mi nie dobrze. O dziękuje kochanie. Nie jednak nie zabrałeś. No wiesz co foch forever. Dobra niech ci będzie. A więc uwaga uwaga zostawię to BEZ KOMENTARZA. 

Epilog

4 LATA PÓŹNIEJ
- I już nic nas nie rozłączy - odezwała się szczęśliwa kobieta, trzymając ukochanego za rękę.
- I już nic nas nie rozłączy - powtórzył młody mężczyzna........................ Budząc się otarłam spływające łzy z policzków. Siadając na łóżku zaczęłam rozglądać się dookoła, ale po moim mężu ślad zaginął. Pozostało tylko wgniecenie w poduszce. Zdezorientowana podniosłam się spod ciepłej pierzynki i zakładając szlafrok poszłam szukać mężczyzny mojego życia. Najpierw zajrzałam do pokoju Melody niestety nie zastałam tam go, w pokoju Marco też go nie było. Zachodząc do pokoju 3 letniej Sue i 2 letniego Jacka, zobaczyłam mojego męża śpiącego na fotelu pomiędzy łóżkami z książką na kolanach. Uśmiechnięta podeszłam do niego powoli i całując delikatnie w usta, obudziłam go.
- Co się stało? - zapytał zaspany.
- Chodź spać - szepnęłam z uśmiechem łapiąc go za rękę.
- Tak, tak - odpowiedział wstając. Trzymając się za ręce poszliśmy do naszej sypialni. Kładąc się do łóżka usłyszałam jego cichutki szept.
- Kocham cię Rose i każdego dnia dziękuje Bogu za ciebie - po czym pocałował mnie delikatnie w usta.
- Ja ciebie też Zayn - szepnęłam i przytuliwszy się do jego ciepłego ciała zamknęłam oczy zasypiając. 

THE END!!!!!

DZIĘKUJE WSZYSTKIM ZA CZYTANIE TEGO OPOWIADANIA A TERAZ CO KOLEJNE?? 

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 23

Przepraszam, że długo nie dodawałam a ten rozdział jest durny. Jak zawiodłam wybaczcie...

Tą osobą był/była.................................. jakiś wysoki, umięśniony mężczyzna.
R - Przepraszam - szepnęłam i cofnęłam się do tyłu.
H - Rosalie ? - zapytał mężczyzna w którym rozpoznałam Harrego.
R - Ugh może w ogóle zrobimy tu zjazd członków One Direction - powiedziałam sarkastycznie po czym siadłam na fotelu i podkuliłam kolana pod brodę.
Lou - Harry? Co ty tu robisz?
H - No przyjechałem pojeździć konno - powiedział jak gdyby nigdy nic, nadal na mnie spoglądając.
- Lie Chris przyjechał - krzyknęła Lorine z korytarza, po czym usłyszałam trzask drzwi samochodu.
R - No tak jak mieć pecha to na całego - wytarłam niezdarnie policzki, po czym spojrzałam na Lou - To nie tak jak myślisz - powiedziałam szybko widząc jego zaciśnięte usta.
Lou - Nie no wcale, puściłaś się z tym całym Chrisem, a nas miałaś w dupie.
S - Louis ogarnij - wrzasnęła na niego.
H - Sorry Brie, ale on ma rację.
C - Rosi czy ty płaczesz? - zapytał wchodząc do pomieszczenia gdzie siedzieliśmy.
R - Zdaje ci się - próbowałam się uśmiechnąć ale coś mi nie wyszło.
C - Spadłaś z konia? Coś cię boli? Zrobiłaś sobie coś? - zasypywał mnie zmartwiony pytaniami klękając przede mną i oglądając dogłębnie.
R - Mówię, że nic mi nie jest - posłałam mu delikatny uśmiech - A tak w ogóle to Christopher poznaj moich - tu się zacięłam.
S  - Przyjaciół Sabrine jestem - wybawiła mnie z opresji Brie - A ty to pewnie uroczy i śliczny chłopak mojej Rose.
C - Nie chłopak - potarł nerwowo kark - Przyjaciel i to najlepszy - posłał jej zażenowany uśmiech, a Lou i Harry zdziwieni spojrzeli na mnie.
R - Mówiłam - powiedziałam bezgłośnie, na co oni opuścili zawstydzeni głowy.
Lou - Louis - powiedział niemrawo patrząc na swoje buty.
H - Harry - wyszeptał po czym szybko uścisnął dłoń Chrisa.
I - Tato - Krzyknęła zdenerwowana Isabelle wpadając do salonu - Ciociu Melcia się wywaliła i rozcięła kolano.
R - Gdzie jest - zapytałam zdenerwowana wstając raptownie na równe nogi.
I - W stajni z jakimś panem i panią.
Nie zważając na pytające spojrzenia przyjaciół jak torpeda wybiegłam z salonu i pobiegłam do mojego dziecka. Kiedy dotarłam do stajni zobaczyłam przed małą dwójkę blond ludzi klękających przed 4-latką.
R - Skarbie boli cię coś? - zapytałam odpychając parę i klękając przed zapłakaną twarzyczką dziecka.
M - Kolanko - jęknęła pokazując na rankę na nodze.
R - Chodź opatrzymy - wzięłam małą na ręce i skierowałam się do domu. Zaraz jednak zatrzymałam i krzyknęłam do drugiego łobuza - Marco chodź też do domu.
MT - Już idę - krzyknął i biegiem wyrównał odległość. Z dzieckiem na rękach od razu skierowałam się do kuchni i sadzając małą na blacie, zaczęłam opatrywać jej kolanko. Kiedy mała miała plasterek na nóżce usłyszałam chrząknięcie za plecami. Przestraszona odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Anastazję, Nialla, Sabrine, Louisa i Harrego.
R - Wy chyba sobie jaja robicie - powiedziałam zaskoczona - Ana, Niall - krzyknęłam i przytuliłam się do siostry z którą nie widziałam się 2 lata. - Mogę cię przytulić? - zapytałam niepewnie Irlandczyka.
N - Pewnie - powiedział z uśmiechem - Annie wyjaśniła mi dlaczego zniknęłam i wiedz, że nie gniewam się na ciebie.
R - Dziękuje - szepnęłam wzruszona mocno się do niego przytulając.
Lou - A to kto? - zapytał Lou wskazując głową na bliźniaki.
R - Poznajcie moje dzieci -powiedziałam dumnie - Melody i Marco.
MT - Chyba chciałaś mamo powiedzieć Tommo - powiedział Marco zeskakując z krzesła i stając przed Louisem - Marco Thomas Cornic - powiedział wystawiając dłoń przed siebie - No dobra niech już będzie Malik-Cornic - zaskoczony Louis spojrzał na mnie i uścisnął rączkę małego.
N - A ty malutka jak się nazywasz? - zapytał Niall biorąc ją ręce.
M - Melody - szepnęła nieśmiało - Melody Patricia a nazwisko mam to samo co tamten przygłup.
MT - Mamo Mel mnie obraża - krzyknął, na co reszta zareagowała śmiechem.
H - A więc masz z Malikiem dzieci - powiedział nagle Harry, który dotychczas się nie odzywał - To dlatego odeszłaś.
R - Musiałam - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy - On nie nadawał się na ojca.
Lou - Ta - powiedział schylając się by pogłaskać kota - I dlatego teraz ma narzeczoną - szepnął ledwo słyszalnie.
R - Co powiedziałeś? - zapytałam nie do końca wierząc w to co usłyszałam -a więc ułożył sobie życie na nowo - szepnęłam siadając na krześle - Może i to lepiej.
H - Pocieszyć cię?
R - Dawaj.
H - Jutro przyjedzie tu z Perrie i Liamem.
R - Co? - krzyknęłam zrywając się na równe nogi - To chyba jakieś żarty,
S - Witaj w prawdziwym życiu Mała.
R - przepraszam na chwilę - powiedziałam osłupiała wychodząc z kuchni - Lorine zajmij się maluchami, ja jadę na przejażdżkę - biorąc z krzesła kurtkę wyszłam z domu i zabierając ze stajni Demona wsiadłam na siodło i pojechałam w dal.

niedziela, 8 września 2013

UWAGA

Nie wiem czy dalej to kontynuować. Zawodzę was. Zamiast dodać nowy rozdział to ja hulaj dusza nic nie robię, albo piszę na inne opowiadania. Tutaj zacięłam się w połowie i nie wiem co mam pisać dalej ;/. Mam do was małe pytanie. Pisać to dalej, czy dać sobie spokój. I tak jestem denną pisarką więc będzie o jedną amatorkę mniej. Chyba, że chcecie ożywić to i przesłać swoje pomysły na rozdział 23 do mnie na pocztę, albo na gg, albo w ogóle dołączyć ze mną do pisania. Zapraszam : marta25091997@gmail.com i 7611649 piszcie, możecie mnie nawet zjechać od góry do dołu.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 22

"Nie widziałam Cię już od miesiąca.
I nic. Jes­tem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca,
Lecz wi­dać można żyć bez powietrza."


3,5 roku później.


- Niniejszym ogłaszam, że zgodnie z testamentem pana Josepha Marco Dragon, cały jego dobytek, inaczej mówiąc gospodarstwo wraz ze Stajniąw  Polsce w miejscowości o nazwie Celiny, a także Gospodarstwo Agroturystyczne wraz ze Satjnią w Cumbernauld, zostały przepisane w całości jego przyszywanej wnuczce, która nie patrząc na przeciwności losu zajęła się nim podczas choroby, jednocześnie wychowując dwójkę swoich dzieci. Jedynym więc spadkobiercą zgodnie z wolą pana Dragona, jest Pani Rosalie Haylie Cornic.

Pół roku później.

C - Rose odebrać twoje bliźniaki z zajęć - krzyknął Cheistopher wsiadając do swojego czarnego Land Rovera.
- Jakbyś mógł - krzyknęłam wychodząc ze stajni z Jaskierem - Bo ja muszę ujeździć nowego konia - poklepałam ogiera po karku.
C - To za godzinę będziemy z powrotem i proszę uważaj na siebie.
R - Jak zawsze - posłałam mu promienny uśmiech po czym poprowadziłam konia na otwarte pole gdzie wskoczyłam na siodło.
- No to patataj koniku - szepnęłam pod nosem i z szatańskim uśmieszkiem pognałam konia po zielonej trawie w stronę małego jeziorka.

***
- Zgubiliśmy się -  szepnął mężczyzna opierając głowę na kierownicy.
- Nie jedziemy dobrze - powiedziała kobieta, która siedziała z nosem w mapie - To ta droga. - poklepała pocieszająco mężczyznę po ramieniu - Zobaczysz zaraz będziemy na miejscu.
Nagle obok nich zatrzymał się czarny Land Rover z którego wyszedł mężczyzna ubrany w sprane jeansy i czarną koszulkę.
C - Zgubiliście się?
- Tak troszeczkę - powiedziała kobieta nie patrząc na towarzysza podróży - Szukamy niejakiego miejsca o nazwie "Fairy Tail".
C - A jedziecie to Lie - powiedział z uśmiechem - To jedziecie dobrze, jeszcze kilometr prostej jazdy i jesteście na miejscu.
- Dziękujemy - powiedział mężczyzna podnosząc głowę i posyłając mu dziękczynny uśmiech.
C - Nie ma za co. Do widzenia - wrócił do swojego auta, po czym odjechał.
- Mówiłam, że dobrze jedziemy - powiedziała zadowolona kobieta klaszcząc w ręce.
- Nigdy więcej nie jadę z tobą Skarbie na żadne konie - pocałował przelotnie Blondynkę w usta, po czym ruszył z piskiem opon.
***
R - Chris już wrócił? - zapytałam Lorine zsiadając z konia po 50 minutowej przejażdżce.
Lor - Nie jeszcze, ale w salonie czeka na ciebie dwójka jakiś ludzi.
R - To już do nich idę - powiedziałam z uśmiechem oddając konia Lorine, a sama otrzepując swoje ubranie.
Podgwizdując pod nosem starą Szkocką melodię, podsłuchaną u pana Josepha ruszyłam w stronę salonu. Tam moim oczom ukazał się jakiś brunet i blondynka, którzy stojąc do mnie tyłem oglądali zdjęcia z wyścigów konnych.
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem, który zaniknął kiedy tylko podróżnicy odwrócili w moją stronę swoje twarze - O kurwa - szepnęłam osuwając się na fotel.
Lou - Ciebie też miło widzieć Rose - powiedział zgryźliwie.
S - Rosalie?
R  - Co wy tu robicie? Jak? Po co? Dlaczego? - złapałam się za głowę i zaczęłam chodzić w kółko.
S - Przyjechaliśmy pojeździć konno, a ty co tu robisz?
R  - Jestem właścicielką tego - wskazałam ręką całe to miejsce.
Lou - Ładnie się dorobiłaś zostawiając nas - powiedział zły zaciskając pięści - Nowy chłopak, a może mąż za sponsorował.
R - Lou to nie tak - szepnęłam ze łzami w oczach.
Lou - A kurwa jak. Zostawiłaś nas, Zayna, swoich rodziców, siostrę, przyjaciółkę. A dlaczego? Bo miałaś taki kaprys.
R - Mówię, że to nie tak - krzyknęłam, a pierwsza łza spłynęła mi po policzku - Chcecie wiedzieć dlaczego wyjechałam. To zapytajcie się Zayna. To jego wina - zalewając się łzami skierowałam się do wyjścia, ale było ono zagrodzone przez kogoś stojącego w progu. Poczułam tylko czyjeś ciepło i ramiona mocno mnie przytulające. Tą osobą był/była..................................


wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 21...............................................


Oczami Zayna
Nie patrząc na to jak wyglądam wybiegłem z domu. Wsiadłem do samochodu i próbowałem dogonić miłość mojego życia. Niestety nie udało mi się. Rozpłynęła się jak we mgle. Stanąłem na poboczu i zrozpaczony bezradnie uderzyłem głową o kierownicę.
Z - Dlaczego musiałem być takim idiotą! - wrzasnąłem - Kurwa - uderzyłem z całej siły w kierownice, po czym chcąc nie chcąc zawróciłem w stronę domu. Z nadzieją siadłem u niej pod domem na schodach i czekałem na jej powrót. Po niezliczonej ilości czasu, samochód którym odjechała moja Rose powrócił na swoje miejsce zrywając się na proste nogi, spoglądałem z nadzieją, że zaraz ją ujrzę. Jednak zamiast ujrzeć obraz dziewczyny, ujrzałem tylko jej mamę.
M  - Ona nie powróci Zayn - ze łzami w oczach spojrzała na mnie - Właśnie wylatuje, aby odnaleźć spokój. Odnaleźć szczęście na nowo. Odbudowując swój świat, ale ten świat będzie bez fundamentów, bo one zostały tutaj.
Z - Ale jak to?
M - Ty jesteś jej fundamentami, które przeżyły jakoś urwanie chmury, ale pozostały już z nich tylko ruiny, marne resztki, które da się jednak jeszcze naprawić, ale czas to teraz jest jej najbardziej potrzebne - po tych słowach, kobieta weszła do domu, nieświadoma tego, że właśnie moje życie zostało zrujnowane. Rozpadło się na miliard maleńkich kawałeczków, który każdy posiadał minimum jedno wspomnienie związane z Rose. Jestem debilem i tyle, Obiecałem, że jej nie zostawię, a co Kurwa zrobiłem zawiodłem. Z opuszczoną głową i dwoma strumieniami ciągle płynących łez wróciłem do domu z nadzieją, że jeszcze kiedyś ją odnajdę. Że nigdy się nie poddam i na zawsze pozostanie w moim sercu. Pomimo, że rozpacz darła moje serce na kawałeczki, nadzieja sklejała je zostawiając maleńkie blizny.
Z - Odnajdę cię Skarbie - szepnąłem w swoim pokoju opadając na łóżko.
Oczami Rose
- Prosimy o zapięcie pasów i dziękujemy za wybranie naszych linii lotniczych.
Stając na płycie lotniska rozglądałam się czy dobrze wybrałam. Nie poleciałam do słonecznych Włoch, wybrałam coś mniejszego. Na chybił trafił, wybierając nowe miasto, nowy kraj....padło na Szkocję. Wysiadając na lotnisku ruszyłam po odbiór bagażu, po czym kazałam się zawieść do cichego i spokojnego miejsca, gdzie znajdę jakiś pokój. Kierowca zawiózł mnie do stadniny koni, gdzie mieściło się spokojne i szczęśliwe gospodarstwo agroturystyczne. Wysiadając z samochodu zaczęłam wdychać świeże powietrze i z nadzieją, na lepsze jutro podeszłam do uroczego staruszka, który był tu właścicielem.
KONIEC CZĘŚCI 1
Serdecznie dziękuje za czytanie tych bzdetów i za każdy komentarz, który podbudowywał mnie. Mam nadzieję, że część 2 także będziecie z chęcią czytać. Już nie narzekam ni nic bo zaraz mi się za to oberwie więc Kochani do zobaczenia w części 2. Kocham was:*

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 20

1,5 miesiąca później
A – Rose masz tampona pożyczyć, bo mam ciotę a mi się skończyły – krzyknęła Anastazja ze swojego pokoju, na co ja zareagowałam śmiechem.
R – To sobie pożycz od mamy.
A – Nie, bo ona ma Maxi, i on strasznie uwiera.
M – Nie możecie rozmawiać o tych sprawach po cichu – wrzasnęła na nas mama na co zareagowałam śmiechem.
A – To masz tego tampona czy nie?
R- Zaraz sprawdzę – poszłam do łazienki i zaczęłam szperać po szufladach półki, nagle krzyknęłam zwycięsko i unosząc małą paczuszkę do góry poszłam do pokoju siostry po czym rzuciłam je w jej stronę – Refleks – krzyknęłam i wróciłam do siebie. Nie przejmując się niczym siadłam do biurka i czekając na załadowanie się oprogramowania laptopa spojrzałam na kalendarz. Niedowierzając wzięłam go do ręki i zaczęłam dogłębnie go studiować.
- To chyba jakieś żarty- krzyknęłam w myślach i jeszcze raz spojrzałam na datę w czerwonym kółeczku, która była 2 tygodnie temu – Okres mi się spóźnia – zła wyrzuciłam kalendarz to kosza, a sama zostawiając komputer poszłam do mamy.
R – Mamo mam problem – powiedziałam bliska płaczu, po czym wtuliłam się w rodzicielkę.
M – Kochanie co się dzieje? – zapytała głaszcząc mnie delikatnie po włosach,
R – Okres mi się spóźnia – wyszeptałam, bojąc się reakcji mamy.
M – Spałaś z Zaynem?
R – Tak – mruknęłam zawstydzona.
M – A o ile ci się spóźnia.
R – O dwa tygodnie.
M – No to nie mamy wyboru ubieraj się i jedziemy do ginekologa – powiedziała spokojnym tonem,na co ja zdziwiona spojrzałam na nią.
R – Dlaczego nie krzyczysz? Nie wyrzucasz mnie z domu?
M – Bo wiem jak to jest być nastoletnią mamą i nie chcę ci jeszcze tego bardziej utrudniać – pocałowała mnie w czoło – A teraz zasuwaj na górę się w coś ubrać.
R – Dobrze, za 5 minut będę – pocałowałam ją w policzek i pobiegłam na gorę do swojego pokoju. Tam szybko ubrałam na siebie czerwone rurki, szarą koszulę i szare trampki za kostkę. Do spodni schowałam jeszcze telefon i portfel po czym gotowa zbiegłam na dół, gdzie mama już czekała z kluczykami od samochodu.
M – Gotowa?
R – Chyba tak – przygryzłam zdenerwowana dolną wargę, po czym wyszłam za mamą z domu. W ogródku domu obok, zobaczyłam, że chłopcy już nie śpią. Właśnie opalali się nad basenem. Gdy mnie zobaczyli chcieli podbiec się przywitać, ale ja jak najszybciej weszłam do samochodu. Zaraz dostałam esemesa od Zayna:

*Skarbie co się dzieje?*
#Nic, pogadamy jak wrócę od lekarza# 
- szybko mu odpisałam i skoncentrowałam się na widokach za szybą samochodową. Po chwili byłyśmy już pod przychodnią, mama poszła mnie zarejestrować, a ja spokojnie siadłam na plastikowym krzesełku i czekałam na nią, po chwili wróciła z plikiem kartek.
M – Po tej pani z gabinetu my – posłała mi uśmiech.
R – Co będzie jak się okaże że naprawdę jestem w tej ciąży – zapytałam łamiącym się głosem.
M – Nic się nie stanie, a co ma się stać – uśmiechnęła się – wychowacie to dziecko z Zaynem, a my wam pomożemy.
R – A jak on nie będzie chciał tego dziecka?
M – To będzie największym debilem na świcie – pogłaskała mnie po ręku. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się i wychodząca pacjentka, powiedziała, że możemy wejść. Z zapartym tchem i mocno bijącym sercem weszłam do środka i siadłam na krześle…… ( wybaczcie, ale nie będę wam opisywać poszczególnych badań dobrze ;))
L – To zapraszam teraz jeszcze na USG – powiedział przemiły doktor koło 40-stki. Z opuszczoną głową poszłam do wyznaczonego miejsca i podciągając koszulę do góry położyłam się na kozetce. Lekarz rozsmarował mi żel po brzuchu po czym zaczął po nim jeździć jakimś urządzeniem.
M – I co widać już maluszka – zapytała pełna dumy .
L – Tak widzi pani o tu jest jego serduszko – pokazał na monitorze maleńką plamkę – O a co to – zaczął przyglądać się obrazowi uważniej – Nie do wiary – szepnął z uśmiechem kręcąc głową.
R – Coś nie tak – zapytałam zaniepokojona, martwiąc się już o mojego maluszka.
L – Wszystko w porządku, w jak najlepszym porządku.
R – To co się dzieje?
L – Ma pani ciążę bliźniaczą – powiedział odsuwając urządzenie od mojego brzucha i wycierając go papierem.
R – Ale jak to? – zaskoczona nie wiedziałam co robić. Czy płakać, czy się cieszyć – Ale że dwa maleństwa?
L – jak najbardziej – podał mi wydruki USG – A o to ich pierwsze fotografie.
M – będę babcią razy dwa – szepnęła szczęśliwa mama zalewając się łzami.
R – Bliźnięta – szepnęłam tylko nadal nie dowierzając.
L – Zapraszam na kolejną wizytę gdzieś tak za 2 miesiące.
R – A panie doktorze można jeszcze tylko wiedzieć, który tydzień.
L – jak najbardziej. Ciąża bliźniacza tydzień 6 – wypisał jeszcze recepty na witaminy, po czym wyszłyśmy z gabinetu. Jak zombie weszłam do samochodu, po czym wybuchnęłam płaczem.
M – Skarbie co się dzieje?- zapytała zaniepokojona mama siadając za kierownice.
R – Ja nie wiem czy tam radę – wyszeptałam chowając twarz w dłoniach.
M – Pomożemy ci.
R- Dziękuje – posłałam jej zapłakany uśmiech.
M – To może na pocieszenie pójdziemy na jakieś lody.
R – Możemy jechać – wtarłam oczy chusteczką. 

***
R – Zayn chciałbyś mieć dziecko? – zapytałam swojego chłopaka siedząc u niego w pokoju po południu. Mulat spojrzał na mnie zdziwiony po czym odpowiedział.
Z – Kiedyś na pewno może za 3, 4 lata, na razie o tym nie myślę, ponieważ mam karierę i jeszcze nie dorosłem do dziecka.
R – Rozumiem – powiedziałam zasmucona ledwo co powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Z – A skąd takie pytanie w ogóle?
R – Nie, nic – skłamałam – Tak o się zapytałam?
Z – Dlaczego kłamiesz?
R – Nie naprawdę nie będę ci zawracać głowy moimi problemami.
Z – Rose powiedz, może będę wstanie ci pomóc.
R – Nie będziesz mógł mi pomóc, ponieważ sam powiedziałeś, że nie jesteś gotowy na dziecko.
Z – Ale jak to?
R – Tak to Zayn, jestem z tobą w ciąży.
Z – Co? – osłupiały siadł na łóżku i patrzył na mnie – Ale to nie możliwe.
R – Wszystko jest możliwe – pierwsza łza opuściła moje oczy – Ale jak widać ty nie chcesz tych dzieci, więc musisz tylko zapłacić za aborcje.
Z – Po pierwsze jakich dzieci? A po drugie oszalałaś? Nie pozwolę ci zabić tego dziecka. Choćbym miał cię pilnować 24 godziny dziennie.
R – Odpowiadając na pierwsze pytanie to bliźnięta, a na drugie to cieszę się, że to powiedziałeś zdałeś test – powiedziałam podnosząc się do góry.
Z – To ty nie chcesz tej aborcji?
R – Nie. Nie umiałabym zabić własnych dzieci, ale z tobą ich też nie wychowam. Jak sam stwierdziłeś nie jesteś gotowy na dziecko, a co dopiero na dwójkę, tak więc gratuluje jesteś wolny od tej chwili. A i zostawiam ci na pamiątkę ich pierwsze zdjęcie – podeszłam do niego i lekko cmoknęłam go w usta – żegnaj Zayn, żegnaj na zawsze i pamiętaj nigdy cię nie zapomnę i nie wypuszczę ze swojego serca, bo za bardzo cię kocham – z tymi słowami na ustach wyszłam z jego pokoju zostawiając go jak słup soli. Wyciągnęłam telefon ze spodni i wykręciłam numer do mamy.
M –I co? – zapytała na wstępie.
R – Możesz już odpalać silnik, lecę do cioci Jenny do Włoch – powiedziawszy to rozłączyłam się i zakładając okulary przeciwsłoneczne, aby zakryć choć trochę zapłakane oczy wyszłam z domu One Direction głaszcząc swój brzuch.
- Żegnajcie przyjaciele, żegnaj Zayn – powiedziałam w myślach po czym wsiadłam do auta mamy. Odjeżdżając widziałam sylwetkę Zayna, który zapłakany stał w oknie swojego pokoju.

Jak widzicie opowiadanie to już powoli się kończy. Zostały może 2 lub 3 rozdziały i epilog i koniec tego jakże durnego opowiadania, które zwaliłam już na samym początku. Byłabym szczęśliwa, gdybyście napisali w komentarzach nawet głupie *czekam na kolejny, czy fajny*, ponieważ chciałabym zobaczyć ile was jest. Zapraszam także na http://kocham-zabawe.blogspot.com i na http://czas-na-nienawisc.blogspot.com


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 19

Minął tydzień, może nawet i dwa i w końcu nadszedł dzień mistrzostw. Od rana byłam chodzącym kłębkiem nerwów. Z samiuteńkiego rana Anie dostało się za to, że zabrała moją ulubioną bluzkę, co się okazało, że wisi ona na dworze susząc się, Brie oberwała z buta za to, że stwierdziła, że Louis wygląda jakby go połknął jakiś Troll i wypluł. No, ale co ja na to poradzę, że dziewczyna kiedyś z nim była i boom on pewnego dnia zniknął a teraz jeszcze jej gada, że myślał, że umarła. O jej jaki on romantyczny. Normalnie jak z koziej dupy trąba. Zła kopnęłam w nogę łóżka i podskakując jak Koziołek Matołek, wzięłam torbę z łóżka i pokuśtykałam na dół.

Jeszcze tylko 10 minut i my. Denerwując się coraz bardziej, poprawiłam czerwoną sukienkę. Nagle obok mnie pojawił Zayn. Zła walnęłam go w ramię z całej siły, a potem mocno przytuliłam.
Z - Ałć - powiedział tylko obejmując mnie ramionami.
R - Dlaczego tak długo?
Z - Korki były
R - Ja ci zaraz dam korki były - już brałam ponowny zamach, kiedy on schylił się i czule pocałował.
Z - Przepraszam.
R - Wybaczam - powiedziałam z uśmiechem.
S - Rose nie widziałaś może mojego bu..... o cześć Zayn - powiedziała speszona.
Z - Sabrine miło cię widzieć.
S - Postrzelony w mózgownicę też jest? - zapytała z rumieńcami.
Z - Chyba na widowni.
R - A czego szukasz?
S - Aaaa buta zgubiłam.
R - Zapewne jest tam gdzie go zostawiłaś - powiedziałam ze śmiechem.
S - Czyli?
R - Radzę sprawdzić na swojej nodze - powiedziałam szeptem i wybuchnęłam śmiechem
S - A faktycznie - strzeliła się w czoło i poszła.
Z - Hahahah normalnie Pan Hilary - powiedział ze śmiechem.
R - Gorzej pan Stres. 


Stoimy właśnie na scenie, zaraz zostanie puszczona piosenka. Serce wali mi w piersi jakby zaraz miało wyskoczyć. Bam-Bam. Bam-Bam. Biorę głęboki wdech i wydech, Wdech-wydech. I raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Bam-Bam. Bam-Bam. Zmęczona staje w miejscu i słucham oklasków, które nagradzają nasz trud. Stoję i jestem z nas dumna. Daliśmy radę. Uśmiecham się i kłaniając się schodzę za kulisy gdzie szczęśliwa rzucam się na chłopaka, którego serce należy do mnie. Namiętnie całuje go. Po czym czekamy na wyniki. Wygrywamy. Radośni idziemy uczcić to do baru. Wypijamy jedną kolejkę po czym wymykamy się z brunetem do pokoju hotelowego. Szczęście z wygranej, aromat alkoholu w krwi i bam. Nasze ciuchy upadają na podłogę. Nasze ciała ocierają się o siebie. Dajemy się ponieść namiętności, dynamice. Idziemy na całość.........................

PRZEPRASZAM ;) Zwaliłam całą końcówkę ;) Zapraszam także na nowego bloga czas-na-nienawisc.blogspot.com

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 18

Otworzyłam sennie oczy i zdziwiona zauważyłam, że leżę we własnym łóżku. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na miejsce obok siebie. Zobaczyłam tam cudowny widok. Takie widoki to ja mogę mieć codziennie. Otóż obok mnie leżał 8 cud świata. najsłodsze stworzenie jakie istnieje. Uosobienie prawdziwego piękna. Ideał we własnej osobie. {KLIK} (kto pomyślał o Zaynie, pisze HARIBO w komentarzu). Uśmiechnęłam się i przytuliłam do misia który dorównywał mi wzrostem. Na szyi przy kokardce zobaczyłam jakąś karteczkę. Zdziwiona, a zarazem zaciekawiona wzięłam ją do rąk i delikatnie otworzyłam. Moim oczom ukazała się pięknie napisana wiadomość: "Dla największego słodziaka na świecie, który swoim wyglądem może konkurować z Aniołem, mały słodki upominek, którego niestety się nie je, ale jak zejdziesz na dół to zobaczysz drugi prezent. Kocham <3". Zdziwiona odłożyłam karteczkę na łóżko, a sama wstałam z niego i zakładając kapcie na nogi zeszłam na dół. Po drodze mijałam różnokolorowe strzałeczki. Coraz bardziej zaciekawiona ruszyłam w kierunku, który wskazywały. Zielona strzałka przy kuchni miała doklejoną białą róże i kopertę. Powąchałam z uśmiechem róże i odczytałam wiadomość:
 "- Żegnaj - powiedział. - Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. 
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.
- Jestem odpowiedzialny za moją różę... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.

 Zaciekawiona. Ja też. Ale nie martw się już jesteś blisko. Słodkość i nie tylko ona czeka na ciebie niedaleko. " 
Spojrzałam na różę i dopiero teraz dojrzałam, że ma ona na sobie wstążkę w serduszka. Coraz bardzie zadowolona ruszyłam dalej. Weszłam do kuchni i na stole zobaczyłam talerz pełen płatków z mlekiem. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że są to płatki z alfabetem, a z nich ułożony był napis "Kocham cię Słoneczko". Chciałam już chwycić łyżkę, ale zamiast niej złapałam za kopertę. Z uśmiechem na ustach otworzyłam ją:
"„Więc kiedy szepce: - Kochasz mnie. Prawda czy fałsz? Odpowiadam: - Prawda."
I ja także odpowiadam prawda. Kocham cię całym moim sercem. Całą duszą. Jak zjesz zapraszam do dalszej zabawy. Mam nadzieję, że znajdziesz następną podpowiedź bez problemu. Smacznego Słoneczko ;*"
Szybko złapałam za łyżkę i w pośpiechu zjadłam śniadanie zrobione przez mojego chłopaka. Gdy talerz był pusty szybko wstawiłam go do zmywarki a sama stanęłam na środku kuchni i zaczęłam się rozglądać, aż w końcu dojrzałam kolejną strzałkę, która wskazywała na wyjście do Hallu. Szybko ruszyłam w tamtą stronę. Stanęłam przy schodach i zaczęłam się rozglądać za podpowiedzią. W końcu ją dojrzałam. Była to różowa koperta przylepiona do lustra. Szybko do niej podeszłam i delikatnie odkleiłam.
"„Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.”
Już cię nie będę męczył, podążaj drogą zrobioną z płatków róż, a znajdziesz to czego pragniesz najbardziej. Czy to nie zabrzmiało trochę jak : Podążaj żółtą ścieżką ona cię nie zawiedzie z Czarnoksiężnika z Krainy OZ. Kocham i czekam tam gdzie ścieżka kończy swoją powinność"
Odłożyłam w pośpiechu kopertę i puszczając się prawie biegiem ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych gdzie prowadziła dróżka z rozsypanych płatków kwiatowych. Ruszyłam jak ścieżka nakazała i już po chwili doszłam do Altanki za domem. Szybko tam podbiegłam, ale nikogo tam nie zastałam. Smutno siadłam na drewnianej podłodze i chwyciłam kopertę która tam leżała.
"„Zawsze na świecie ktoś na kogoś czeka.” Odwróć się Kochanie"
Zrobiłam tak jak kazała wiadomość i zobaczyłam za sobą Zayna z gitarą w ręku, który zaczął grać i śpiewać:KLIK. Ze łzami wzruszenia rzuciłam się na niego, kiedy skończył śpiewać i mocno do siebie przytuliłam.
R  - Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię - szepnęłam mocząc mu koszulkę swoimi łzami.
Z - Ja ciebie też słoneczko - podniosłam głowę do góry, tak abym mogła spojrzeć mu w oczy, w których dojrzałam masę cudownych uczuć. Jak szczęście, miłość, czułość. Zaczęliśmy przybliżać się do siebie aż w końcu nasze usta złączyły się w czułym pocałunku.

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale opiekuję się roczną siostrzenicą i nie mam za bardzo czasu, ale będę się starać dodawać jak najczęściej na wszystkie swoje blogi. Kocham was ;*

wtorek, 2 lipca 2013

Uwaga!!!

Dzisiaj za namową Misi której z szczerego serca dziękuje, postanowiłam założyć nowego bloggera i napisać tam nowe opowiadanie. Od razu mówię tematyka nie dotyczy nikogo sławnego, tylko prostych ludzi z problemami jeśli jesteście ciekawi oto link: http://wybor-zycie-albo-smierc.blogspot.com/

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 17

Otóż dojechaliśmy na.................................................... na plaże gdzie był przygotowany zielony koc z koszem na jedzenie a dookoła było mnóstwo świeczek i płatków róż.
R - To wszystko dla nas? - zapytałam zaskoczona.
Z - I tylko dla nas - przytulił mnie mocno i cmoknął w usta - Chodź jeść. - Siedliśmy na kocu i zaczęliśmy jeść wspominając dawne czasy.
Oczami Sabrine
Młoda poszła na randkę. Oujee w końcu. Trzymam za nią kciuki dosłownie.
S - Muszę tam iść - z niechęcią pokazałam na dębowe drzwi.
Dan - Oj chodź zobaczysz będzie fajnie.
S - Nie wydaje mi się - szepnęłam pod nosem i ruszyłam za dziewczyną do środka. Tylko przekroczyłyśmy próg domu, a ja już oberwałam z jakiś bokserek w marchewki w twarz - Co za cholera - krzyknęłam ściągając ów przedmiot z twarzy.
H - Danielle? - zapytał zaskoczony - I koleżanka Dan - zmieszany stał drapiąc się po głowie.
Lou - Harry oddawaj to - krzyknął ktoś i wbiegł do hallu. Aha chyba był to właściciel bielizny ponieważ biegał jak go pan Bóg stworzył. Na nasz widok szybko schował się za kwiatka.
S - To chyba twoje - powiedziałam rozbawiona sytuacją i rzuciłam w niego bokserkami które zręcznie złapał.
Lou - Dzięki - cały czerwony wyszedł ze swojej kryjówki na szczęście już odziany.
Dan - Okej - powiedziała w szoku. - Chłopcy poznajcie Sabrine Cruise.
H - Miło mi Harry Styles - powiedział pierwszy chłopak i z wyszczerzem podszedł do mnie.
Lou - Sabrine Cruise - szepnął pod nosem mocno się nad czymś zastanawiając - Nie ty nie możesz nią być - powiedział głośniej. - Ona zmarła na raka - spojrzał na mnie zrozpaczony.
S - Jednak żyję - powiedziałam spoglądając mu w oczy - Ciebie też miło widzieć po latach LouLou - powiedziałam ze łzami w oczach po czym wybiegłam z domu. Nie patrząc na nic pobiegłam do siebie. W swoim mieszkaniu od razu rzuciłam się na łóżko zanosząc płaczem. Za dużo wspomnień. Po prostu za dużo.
Oczami Anastazji
A - Mamo, ale ja już chcę wracać - zaczęłam jęczeć po raz 100 tego dnia.
M - A co źle ci tu.
A - Nie po prostu umówiłam się z kimś.
M - To było się nie umawiać.
A - No, ale mamo.
M - Nie mamaj mi teraz tu.
A - Ale jak wrócę to nie będziesz musiała słuchać mojego jazgotu - powiedziałam przekonywująco.
M - A idź mi w cholerę.
A - Dzięki mamuś i pamiętaj kocham cię - cmoknęłam ją w policzek i szczęśliwa pognałam na górę po walizkę po drodze wybierając numer Nialla.
***
N - I co?
A -  Za 2 godziny będę w Londynie - krzyknęłam szczęśliwa,
N - Już się nie mogę doczekać.
A - Ja też. To do zobaczenia.
N - Pa
***
Oczami Rosalie
Z - Zimno ci? - zapytał patrząc na to jak moje ciało lekko drgało.
R - Troszkę - przyznałam się niechętnie.
Z - Chodź tu do mnie - wystawił ramiona w które z chęcią się wtuliłam - Kocham cie pamiętaj o tym.
R - Ja ciebie też - szepnęłam i zamknęłam oczy. Reszty nie pamiętam ponieważ zmęczona dniem zasnęłam w ramionach ukochanego.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 16

Sue - Niby co cudotwórczynią nie jesteś - mruknęła niezadowolona Sue - A jak nie mamy układu to nie mamy szans na wygraną.
R  - Układ zawsze można wymyślić.
Sue - W dwa tygodnie. Nie wierzę. Dlatego odchodzę  - powiedziała i wyszła trzaskając drzwiami. Za nią wyszły jeszcze cztery osoby.
D - No to koniec - powiedział załamany Dave i się do mnie przytulił.
R - Nie. Ja się nie poddam. Jesteście ze mną.
W(wszyscy) - Tak - krzyknęli zgodnie.
R - No to wstajemy musimy pojechać w jedno miejsce - wszyscy się podnieśli i wyszliśmy z sali. Wsiedliśmy do aut. Zaczęłam kierować ich gdzie jechać. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. W starych pustych, Londyńskich magazynach.
F - Po co my tu?
R - Zaraz zobaczysz. - powiedziałam uśmiechnięta.
V - Niby co szczura biegającego? - zapytała Viviene.
R - Nie to - Zawyłam jak wilk i po chwili ujrzałam zbliżające się do nas sylwetki 10 osób - Poznajcie zespół uliczny Black Devil.
S - Li jak ja cię dawno nie widziałam. Zaniedbałaś nas trochę - podeszła do mnie piękna jasna blondynka o niezwykle błękitnych oczach.
F - To wy się znacie.
S - Ona tu zaczynała. Kogo do nas skarbie przyprowadziłaś.
R  -Bri poznaj to jest mój zespół taneczny. Franz, David, Danielle, Viviene, Cole, Paul, Vanessa, Holly i Jackson. Ludzie poznajcie Sabrine - pokazałam wszystkich. - Potrzebujemy waszej pomocy.
S - Jak to?
R - Skopiowali nasz układ na mistrzostwa i ludzie nam się rozeszli.
S - Łączenie sił lubię to - powiedziała chytrze się uśmiechając.
R - Ja też, siostro ja też - przybiłam jej piątkę, na co wybuchnęłyśmy śmiechem. Nagle mój telefon zaczął grać. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam mordkę Zayna.
***
R - Tak - powiedziałam z uśmiechem.
Z - Hej skarbie kiedy kończysz?
R - Jeszcze nie wiem a co?
Z - Już tęsknie.
S - Nie dostań orgazmu młoda - krzyknęła na co reszta się zaśmiała.
Z - Widzę że masz tam wesoło - zaśmiał się.
R - Żebyś wiedział, a tak w ogóle to góra dwie godzinki i jestem wolna.
Z - To dobrze bo zabieram cię na randkę. Kocham - nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy ten debil się rozłączył.
**
S - I co spodnie mokre.?
R  - Ta chyba twoje - odburknęłam.
S - A ty co taka?
R - Za jakieś trzy godziny mam randkę.
S - To chyba dobrze - powiedziała radośnie.
R - Ta super hiper zajebiście. Tylko, że za chiny ludowe nie zdążę się w godzinę wyszykować.
S - Czemu w godzinę?
R - A próba?
S - Laska za trzy godziny masz randkę więc dzisiaj z próby nici tylko jedziemy do ciebie wyszykować cię.
R - Naprawdę - spojrzałam na nią z nadzieją.
S - No tak.
Dan - Ja też pomogę - posłała nam uśmiech,
S - Jak musisz - posłała jej wymuszony uśmiech.
R - Ale próba.
S  - Zrobimy jutro.
R - No dobra. No to narka ludziska. - krzyknęłam po czym wsiedliśmy do samochodu Sabrine i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Na miejscu szybko wygoniły mnie pod prysznic, a same zaczęły grzebać w mojej szafie. Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam wesołą mordkę Bri.
S - Pospiesz się. Musimy jeszcze paznokcie pomalować - powiedziała radośnie i zniknęła.
R - Wariatka. Dosłownie wariatka - szepnęłam pod nosem, ale posłusznie wyszłam spod prysznica i dokładnie się wytarłam i wsmarowałam w siebie balsam czekoladowy po czym w samej bieliźnie weszłam do pokoju.
Dan - Siadaj - wskazała na krzesło od Toaletki. Tylko usiadłam a Dan zaczęłam malować mi paznokcie u nóg, a Bri u rąk. Po skończonej robocie zajęły się makijażem i fryzurą.
R - Czuje się jak lalka Barbie - powiedziałam kiedy Sabrine zaczęła czesać moje włosy.
S - Ale za to śliczna lalka - mruknęła i zaczęła upinać mi włosy.
Po 2 godzinach tych męczarni byłam już gotowa i odpicowana. Dopiero teraz mogłam spojrzeć w lustro. Pierwsze na co spojrzałam to włosy, po stwierdzeniu że nie jest aż tak źle przeszłam na moją twarz. Okej tu też jest cacy. To teraz strój. Gdy zobaczyłam spódnicę złapałam się za głowę.
R - Serio spódnica? A spodni to co zabrakło.
S - Kochanie nie marudź. Jeszcze to - podała mi parę żółtaśnych szpilek.
R - Jak się nie zabiję będzie dobrze.
Dan - Zayn ci na to nie pozwoli - wyszczerzyła ząbki.
S - Ten Zayn - poruszyła brwiami.
R - Ten sam - Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Już chciałam zejść otworzyć, ale wyprzedziły mnie dziewczyny które rzuciły się w tamtą stronę jak Reksio na kiełbasę. Spokojnie więc przeszłam do schodów i zaczęłam schodzić uważając aby nie spaść. Nagle poczułam na sobie jakiś wzrok. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Malika z otworzonymi ustami.
S - Ah ta miłość aż komuś ślinka cieknie - skomentowała za co dostała od Danielle kuksańca.
Dan - To my nie przeszkadzamy i idziemy do chłopaków - szybko wyszły a ja jak najszybciej chciałam zejść jednak mój pech się uaktywnił i się potknęłam. Na szczęście Zayn zareagował i mnie złapał w samą porę ratując mnie od upadku.
Z - Wyglądasz przepięknie - wyszeptał mi do ucha po czym namiętnie pocałował.
R - Mogę wiedzieć dokąd jedziemy?
Zapytałam w aucie po 10 minutach jazdy.
Z - Zaraz zobaczysz - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. Po chwili byliśmy na miejscu. Moim oczom ukazał się cudowny widok. Otóż dojechaliśmy na....................................................

Liczę na wasze długie i szczere komentarze w których możecie proponować dokończenie tego zdania. Powodzenia ;) A i już w bohaterach jest zdjęcie Sabrine 

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 15

Obudziłam się rano na podłodze przytulona do Zayna. Co to ma być ja się pytam? Próbowałam wstać, ale chłopak przyciągnął mnie mocniej do siebie.
Z - Nie uciekaj - szepnął z zamkniętymi oczami.
R - Ale Zayn proszę nie utrudniaj tego - szepnęłam, a w moich oczach zebrały się łzy.
Z - Czego? - usiadł gwałtownie - Tego, że cały czas miałem w głowie twój obraz, twój śmiech, po prostu ciebie. Rosalie zrozum ja cały czas ciebie kocham.
R - Zayn - wyszeptałam a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.\
Z - Powiedz mi coś jeszcze do mnie czujesz?
R - Nawet jak tak, ty już masz kogoś na oku.
Z- Ty moja mała słodka idiotko kocham tylko ciebie - przysunął się i delikatnie musnął moje usta swoimi,
R- Za idiotkę dostaniesz - powiedziałam ze śmiechem.
Z - Mogę dostać, ale najpierw powiedz mi zostaniesz moją dziewczyną?
R - Hmmm niech się zastanowię - podrapałam się po brodzie - Ale raczej tak - powiedziałam z uśmiechem.
Z - Dobra odpowiedź - pocałował mnie czule.
R -No to teraz kochanie zasuwasz robić śniadanie - powiedziałam ze śmiechem.
Z - Dlaczego ja?
R- Ponieważ ja idę się szykować bo za 2 godziny mam próbę - posłałam mu uśmiech.
Z - Ale, że tak dzisiaj - zapytał zawiedziony.
R - \no tak dzisiaj, a co?
Z - Bo chciałem cię dzisiaj na randkę wyciągnąć.
R - Wieczór długi - wysłałam mu całusa i pobiegłam na górę. Szybko wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam się myć. Po kąpieli wytarłam się i założyłam bieliznę. Już chciałam ubrać resztę ubrań kiedy zorientowałam się, że ich nie wzięłam. Zmuszona byłam tak iść do pokoju. Mam tylko nadzieję, że Malik jest nadal na dole. Jak ninja zaczęłam iść do mojej szafy. Niestety w połowie drogi poczułam jego ręce na moich biodrach.
Z - Mogę mieć takie widoki codziennie - pocałował mnie w szyję.
R - Nie przyzwyczajaj się za bardzo - posłałam mu uśmiech, po czym wyrwałam się i szybko ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy.
Z - Tak też wyglądasz ślicznie - pocałował mnie w policzek i złapał za rękę - A teraz Księżniczko zapraszam na śniadanko - zaczęliśmy kierować się na dół. W jadalni na stole stały już 2 talerze z naleśnikami, a na środku stołu stał wazon z bukietem biało różowych róż i 2 świeczki.
R - \Romantycznie - posłałam mu uśmiech.
Z - Nasza pierwsza randka - pocałował mnie w usta - zapraszam - odsunął mi krzesło abym siadła, po czym usiadł naprzeciwko mnie.
R - Smacznego.
Z- Smacznego - zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku, Malik podszedł do mnie i wziął za rękę - zapraszam do tańca - uśmiechnął się seksownie.
R - Ale nie ma muzyki - zauważyłam.
Z - Już jest - wcisnął jakiś guzik i zaczęła lecieć jakaś wolna melodia - A więc zatańczysz.
R - Z chęcią - zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Niestety magiczna chwila musiała się skończyć. Rzeczywistość o sobie przypomniała.
Z - O której masz dokładnie tą próbę - zapytał tuląc mnie do siebie.
R- Za - spojrzałam na zegarek - Za dziesięć minut - powiedziałam przestraszona.
Z - Chodź odwiozę cię - trzymając się za ręce poszliśmy do samochodu. Pod salą taneczną pocałowaliśmy się na pożegnanie i ja poszłam na próbę a on pojechał do domu. Kiedy tylko weszłam na salę, wszyscy smutno spojrzeli na mnie.
R - Co się dzieje?
Dan - Mamy problem - powiedziała smutno Danielle.
R - Jaki?
F - Mamy szpiega w szkole tańca i nasz układ przesiąkł do konkurencji.
R - Co?
D - Musimy zacząć wszystko od nowa - wszyscy załamani siedli na ziemi.
R - Mam pomysł krzyknęłam zadowolona wstając. - Musimy zrobić coś niesamowitego i ja wiem co.

Obserwatorzy