Chodząc pomiędzy półkami sklepu, co raz wrzucałam coś do pełnego już koszyka.
- ORIENT! - słysząc krzyki, zdezorientowana odwróciłam się do tyłu i dostałam prosto w czoło z gumowej piłeczki, która spowodowała, że upadłam na ziemię - Jasna dupa - krzyknął ponownie czyjś głos. Nie orientując się nadal co stało się przed chwilą, spojrzałam zamglonym wzrokiem przed siebie.
- Czy ja mam zwidy czy widzę Anioła przed sobą? - zapytałam łapiąc się za bolące czoło - A nie to tylko Luke Brooks - powoli wstałam z ziemi i za chwilę znów bym na nią wróciła gdyby Brooksy nie złapał mnie w ostatniej chwili.
- Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony.
- Jak mnie to pytanie wkurza - oznajmiłam wyrywając się z ramion chłopaka - Przed chwilą dostałam z czegoś w czoło, a ty wyskakujesz z pytaniem czy nic mi nie jest - mierząc go wzrokiem podeszłam do kosza i zaczęłam go pchać w stronę kasy.
- Przepraszam - krzyknął chłopak za mną, ale zamilkł jak zobaczył mrożące spojrzenie które mu posłałam.
- Może pójdę po jakieś tampony albo coś - powiedział zmieszany Jai stając obok mnie.
- Po co ci? - zapytałam unosząc brew do góry, czego od razu zaczęłam żałować ponieważ opuchnięte czoło dało o sobie znać.
- Bo chyba tu komuś okres się zbliża - zaśmiał się i zręcznie odskoczył jak zamachnęłam się by walnąć go w ramię.
- Uważaj bo tobie wsadzę coś w - nie dokończyłam zdania, ale palcem wskazałam na dolne partię ciała.
- Luke pomóż - pisnął chłopak uciekając do brata.
- Ciota - kręcąc głową, wypakowałam zakupy na taśmę i podeszłam do kasy.
- Dzień dobry - znudzona dziewczyna nawet nie podniosła głowy jak się witała.
- Dzień dobry - odpowiedziałam z sarkazmem, pakując zeskanowane zakupy do toreb.
- Razem będzie 94 dolary australijskie.
- No chyba nie amerykańskie - parsknęłam pod nosem i przywołałam ręką Luke'a do siebie.
- Co chcesz zła istoto? - patrzył na mnie jakbym zaraz miała go zabić, albo zjeść żywce.
- Zapłać za zakupy dobra duszyczko - uśmiechając się uroczo, wzięłam dwie z czterech toreb i wyszłam przed sklep, gdzie przy budynku stał Jai i rozmawiał z kimś przez telefon. Podchodząc do niego, chcąc czy nie musiałam podsłuchać urywek jego rozmowy.
- Jak tak uważasz to nie mamy o czym rozmawiać - powiedział zdenerwowany i zabierając telefon on ucha włączył czerwoną słuchawkę.
- Kłopoty w raju? - zapytałam patrząc w jego oczy, w których zaczęły zbierać się łzy.
- Nic poważnego - powiedział kręcąc głową w celu odgonienia łez z oczu - A ty nie oddaj mi tę zakupy - powiedział już z uśmiechem wystawiając dłonie do przodu. Z uśmiechem podałam mu jedną z toreb.
- Coś ty takiego nakupowała? - zapytał zziajany Luke podchodząc do nas z pozostałymi torbami w rękach.
- Nic takiego - odparłam skromnie uśmiechając się szeroko.
- Jasne, mówiłem już, że to zło wcielona - parsknął starszy z bliźniaków idąc przodem.
- A czy ja już mówiłam, że jesteś frajerem - przedrzeźniając go szłam obok niego, a Jai z drugiej strony.
- Małpa - warknął chłopak.
- Ale za to urocza - wystawiając mu język przyspieszyłam kroku.
- Ojejciu jak tego dużo - krzyknęła zaskoczona Gina na widok zakupów - I to wszystko potrzebne - dodała ze zdziwieniem przeglądając artykuły spożywcze - Żadnego mrożonego żarcia, żadnych chipsów - robiąc wielkie oczy, oparła się o krawędź stołu - Czy to aby na pewno chłopcy robili zakupy? - zapytała nadal w szoku Beau i Nasha, którzy siedzieli przy stole i grali w karty.
- Chyba klon z nimi był - powiedział Nash wskazując mnie głową.
- Oberwiesz za to ropucho - warknęłam w stronę chłopaka, który udał przerażenie.
- Nie boję się ciebie króliczku.
- Ciota - kręcąc głową, zaczęłam pomagać Ginie wkładać jedzenie do szafek.
- Dziękuje za zrobienie zakupów - powiedziała nagle kobieta przytulając mnie lekko.
- To nic takiego - oznajmiłam z uśmiechem - Nabawiłam się tylko małego guza na czole, ale co tam - przypominając sobie sytuację ze sklepu poczułam nagłą chęć mordu na Lukasie Brooksie.
- Właśnie a co ci się stało konkretnie? - zapytała kobieta włączając czajnik elektryczny.
- Chciałam ominąć starszą panią i niechcący potknęłam się i poleciałam na półkę z konserwami - skłamałam nie wiadomo dlaczego chroniąc dupę temu idiocie.
- Może przyłóż lód do tego - powiedziała zmartwiona.
- Nie potrzeba - uśmiechnęłam się lekko i wycierając ręce w ścierkę wyszłam z kuchni i skierowałam się do salonu.
Siedząc pomiędzy gromadą napalonych facetów (Nie chodzi o tych chłopaczków z Janoskians) poczułam się jakbym była małym dzieckiem.
- Nienawidzę was - warknęłam w stronę uśmiechniętej piątki, która z zadowoleniem patrzyła jak z Lilie jesteśmy miażdżone przez czterech mężczyzn o wadze zbliżonej do 150 kg, którzy nie to że byli pulchni to jeszcze pot ściekał po nich strużkami, nie strużki to za mało, to był POTOK.
- Jeszcze tylko jeden przystanek wytrzymacie to - zaśmiał się Skip przybijając piątkę z Jamesem.
- Uznajcie to za chalange - powiedział uśmiechnięty Luke zza kamery, którą trzymał w ręku.
- Zemszczę się - powiedziała groźnie Lilie, krzywiąc się kiedy kropla potu jednego z olbrzymów skapnęła jej na koszulę.
- O nasz przystanek - powiedział uśmiechnięty Beau wychodząc z autobusu razem z chłopakami.
- Dziękuję za jazdę - powiedziałam sztucznie w stronę mężczyzn i jak najszybciej wybiegłam z autobusu i klękając zaczęłam całować ziemię.
- Co ty robisz? - zapytał ze śmiechem James, przekrzywiając lekko głowę.
- Produkuję gówienko w papierku - uśmiechając się szeroko, wstałam z ziemi i podeszłam do chłopaków - Szykujcie się na słodką zemstę - nadal się uśmiechając chwyciłam siostrę za rękę i ruszyłyśmy w stronę galerii handlowej aby kupić jakieś nie przepocone ciuchy i się w nie przebrać.
OH OH DAWAJ NASTĘPNY! Lou aka mistrz *.* Mało Lilie, ale i tak superrr! Pisz już kolejny no i dłuższy! X
OdpowiedzUsuńświetny ! x czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuń@yolukeyx
Zapraszam na land-of-grafic pod odbiór szablonu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHej, nie zauważyłam zakładki "spam", więc informuję tutaj :)
OdpowiedzUsuńNominowałam tego bloga do Versatile Blogger Award :)
oto link:
http://my--new-life.blogspot.com/2014/08/the-versatile-blogger-award.html :)