niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 22

"Nie widziałam Cię już od miesiąca.
I nic. Jes­tem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca,
Lecz wi­dać można żyć bez powietrza."


3,5 roku później.


- Niniejszym ogłaszam, że zgodnie z testamentem pana Josepha Marco Dragon, cały jego dobytek, inaczej mówiąc gospodarstwo wraz ze Stajniąw  Polsce w miejscowości o nazwie Celiny, a także Gospodarstwo Agroturystyczne wraz ze Satjnią w Cumbernauld, zostały przepisane w całości jego przyszywanej wnuczce, która nie patrząc na przeciwności losu zajęła się nim podczas choroby, jednocześnie wychowując dwójkę swoich dzieci. Jedynym więc spadkobiercą zgodnie z wolą pana Dragona, jest Pani Rosalie Haylie Cornic.

Pół roku później.

C - Rose odebrać twoje bliźniaki z zajęć - krzyknął Cheistopher wsiadając do swojego czarnego Land Rovera.
- Jakbyś mógł - krzyknęłam wychodząc ze stajni z Jaskierem - Bo ja muszę ujeździć nowego konia - poklepałam ogiera po karku.
C - To za godzinę będziemy z powrotem i proszę uważaj na siebie.
R - Jak zawsze - posłałam mu promienny uśmiech po czym poprowadziłam konia na otwarte pole gdzie wskoczyłam na siodło.
- No to patataj koniku - szepnęłam pod nosem i z szatańskim uśmieszkiem pognałam konia po zielonej trawie w stronę małego jeziorka.

***
- Zgubiliśmy się -  szepnął mężczyzna opierając głowę na kierownicy.
- Nie jedziemy dobrze - powiedziała kobieta, która siedziała z nosem w mapie - To ta droga. - poklepała pocieszająco mężczyznę po ramieniu - Zobaczysz zaraz będziemy na miejscu.
Nagle obok nich zatrzymał się czarny Land Rover z którego wyszedł mężczyzna ubrany w sprane jeansy i czarną koszulkę.
C - Zgubiliście się?
- Tak troszeczkę - powiedziała kobieta nie patrząc na towarzysza podróży - Szukamy niejakiego miejsca o nazwie "Fairy Tail".
C - A jedziecie to Lie - powiedział z uśmiechem - To jedziecie dobrze, jeszcze kilometr prostej jazdy i jesteście na miejscu.
- Dziękujemy - powiedział mężczyzna podnosząc głowę i posyłając mu dziękczynny uśmiech.
C - Nie ma za co. Do widzenia - wrócił do swojego auta, po czym odjechał.
- Mówiłam, że dobrze jedziemy - powiedziała zadowolona kobieta klaszcząc w ręce.
- Nigdy więcej nie jadę z tobą Skarbie na żadne konie - pocałował przelotnie Blondynkę w usta, po czym ruszył z piskiem opon.
***
R - Chris już wrócił? - zapytałam Lorine zsiadając z konia po 50 minutowej przejażdżce.
Lor - Nie jeszcze, ale w salonie czeka na ciebie dwójka jakiś ludzi.
R - To już do nich idę - powiedziałam z uśmiechem oddając konia Lorine, a sama otrzepując swoje ubranie.
Podgwizdując pod nosem starą Szkocką melodię, podsłuchaną u pana Josepha ruszyłam w stronę salonu. Tam moim oczom ukazał się jakiś brunet i blondynka, którzy stojąc do mnie tyłem oglądali zdjęcia z wyścigów konnych.
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem, który zaniknął kiedy tylko podróżnicy odwrócili w moją stronę swoje twarze - O kurwa - szepnęłam osuwając się na fotel.
Lou - Ciebie też miło widzieć Rose - powiedział zgryźliwie.
S - Rosalie?
R  - Co wy tu robicie? Jak? Po co? Dlaczego? - złapałam się za głowę i zaczęłam chodzić w kółko.
S - Przyjechaliśmy pojeździć konno, a ty co tu robisz?
R  - Jestem właścicielką tego - wskazałam ręką całe to miejsce.
Lou - Ładnie się dorobiłaś zostawiając nas - powiedział zły zaciskając pięści - Nowy chłopak, a może mąż za sponsorował.
R - Lou to nie tak - szepnęłam ze łzami w oczach.
Lou - A kurwa jak. Zostawiłaś nas, Zayna, swoich rodziców, siostrę, przyjaciółkę. A dlaczego? Bo miałaś taki kaprys.
R - Mówię, że to nie tak - krzyknęłam, a pierwsza łza spłynęła mi po policzku - Chcecie wiedzieć dlaczego wyjechałam. To zapytajcie się Zayna. To jego wina - zalewając się łzami skierowałam się do wyjścia, ale było ono zagrodzone przez kogoś stojącego w progu. Poczułam tylko czyjeś ciepło i ramiona mocno mnie przytulające. Tą osobą był/była..................................


wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 21...............................................


Oczami Zayna
Nie patrząc na to jak wyglądam wybiegłem z domu. Wsiadłem do samochodu i próbowałem dogonić miłość mojego życia. Niestety nie udało mi się. Rozpłynęła się jak we mgle. Stanąłem na poboczu i zrozpaczony bezradnie uderzyłem głową o kierownicę.
Z - Dlaczego musiałem być takim idiotą! - wrzasnąłem - Kurwa - uderzyłem z całej siły w kierownice, po czym chcąc nie chcąc zawróciłem w stronę domu. Z nadzieją siadłem u niej pod domem na schodach i czekałem na jej powrót. Po niezliczonej ilości czasu, samochód którym odjechała moja Rose powrócił na swoje miejsce zrywając się na proste nogi, spoglądałem z nadzieją, że zaraz ją ujrzę. Jednak zamiast ujrzeć obraz dziewczyny, ujrzałem tylko jej mamę.
M  - Ona nie powróci Zayn - ze łzami w oczach spojrzała na mnie - Właśnie wylatuje, aby odnaleźć spokój. Odnaleźć szczęście na nowo. Odbudowując swój świat, ale ten świat będzie bez fundamentów, bo one zostały tutaj.
Z - Ale jak to?
M - Ty jesteś jej fundamentami, które przeżyły jakoś urwanie chmury, ale pozostały już z nich tylko ruiny, marne resztki, które da się jednak jeszcze naprawić, ale czas to teraz jest jej najbardziej potrzebne - po tych słowach, kobieta weszła do domu, nieświadoma tego, że właśnie moje życie zostało zrujnowane. Rozpadło się na miliard maleńkich kawałeczków, który każdy posiadał minimum jedno wspomnienie związane z Rose. Jestem debilem i tyle, Obiecałem, że jej nie zostawię, a co Kurwa zrobiłem zawiodłem. Z opuszczoną głową i dwoma strumieniami ciągle płynących łez wróciłem do domu z nadzieją, że jeszcze kiedyś ją odnajdę. Że nigdy się nie poddam i na zawsze pozostanie w moim sercu. Pomimo, że rozpacz darła moje serce na kawałeczki, nadzieja sklejała je zostawiając maleńkie blizny.
Z - Odnajdę cię Skarbie - szepnąłem w swoim pokoju opadając na łóżko.
Oczami Rose
- Prosimy o zapięcie pasów i dziękujemy za wybranie naszych linii lotniczych.
Stając na płycie lotniska rozglądałam się czy dobrze wybrałam. Nie poleciałam do słonecznych Włoch, wybrałam coś mniejszego. Na chybił trafił, wybierając nowe miasto, nowy kraj....padło na Szkocję. Wysiadając na lotnisku ruszyłam po odbiór bagażu, po czym kazałam się zawieść do cichego i spokojnego miejsca, gdzie znajdę jakiś pokój. Kierowca zawiózł mnie do stadniny koni, gdzie mieściło się spokojne i szczęśliwe gospodarstwo agroturystyczne. Wysiadając z samochodu zaczęłam wdychać świeże powietrze i z nadzieją, na lepsze jutro podeszłam do uroczego staruszka, który był tu właścicielem.
KONIEC CZĘŚCI 1
Serdecznie dziękuje za czytanie tych bzdetów i za każdy komentarz, który podbudowywał mnie. Mam nadzieję, że część 2 także będziecie z chęcią czytać. Już nie narzekam ni nic bo zaraz mi się za to oberwie więc Kochani do zobaczenia w części 2. Kocham was:*

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 20

1,5 miesiąca później
A – Rose masz tampona pożyczyć, bo mam ciotę a mi się skończyły – krzyknęła Anastazja ze swojego pokoju, na co ja zareagowałam śmiechem.
R – To sobie pożycz od mamy.
A – Nie, bo ona ma Maxi, i on strasznie uwiera.
M – Nie możecie rozmawiać o tych sprawach po cichu – wrzasnęła na nas mama na co zareagowałam śmiechem.
A – To masz tego tampona czy nie?
R- Zaraz sprawdzę – poszłam do łazienki i zaczęłam szperać po szufladach półki, nagle krzyknęłam zwycięsko i unosząc małą paczuszkę do góry poszłam do pokoju siostry po czym rzuciłam je w jej stronę – Refleks – krzyknęłam i wróciłam do siebie. Nie przejmując się niczym siadłam do biurka i czekając na załadowanie się oprogramowania laptopa spojrzałam na kalendarz. Niedowierzając wzięłam go do ręki i zaczęłam dogłębnie go studiować.
- To chyba jakieś żarty- krzyknęłam w myślach i jeszcze raz spojrzałam na datę w czerwonym kółeczku, która była 2 tygodnie temu – Okres mi się spóźnia – zła wyrzuciłam kalendarz to kosza, a sama zostawiając komputer poszłam do mamy.
R – Mamo mam problem – powiedziałam bliska płaczu, po czym wtuliłam się w rodzicielkę.
M – Kochanie co się dzieje? – zapytała głaszcząc mnie delikatnie po włosach,
R – Okres mi się spóźnia – wyszeptałam, bojąc się reakcji mamy.
M – Spałaś z Zaynem?
R – Tak – mruknęłam zawstydzona.
M – A o ile ci się spóźnia.
R – O dwa tygodnie.
M – No to nie mamy wyboru ubieraj się i jedziemy do ginekologa – powiedziała spokojnym tonem,na co ja zdziwiona spojrzałam na nią.
R – Dlaczego nie krzyczysz? Nie wyrzucasz mnie z domu?
M – Bo wiem jak to jest być nastoletnią mamą i nie chcę ci jeszcze tego bardziej utrudniać – pocałowała mnie w czoło – A teraz zasuwaj na górę się w coś ubrać.
R – Dobrze, za 5 minut będę – pocałowałam ją w policzek i pobiegłam na gorę do swojego pokoju. Tam szybko ubrałam na siebie czerwone rurki, szarą koszulę i szare trampki za kostkę. Do spodni schowałam jeszcze telefon i portfel po czym gotowa zbiegłam na dół, gdzie mama już czekała z kluczykami od samochodu.
M – Gotowa?
R – Chyba tak – przygryzłam zdenerwowana dolną wargę, po czym wyszłam za mamą z domu. W ogródku domu obok, zobaczyłam, że chłopcy już nie śpią. Właśnie opalali się nad basenem. Gdy mnie zobaczyli chcieli podbiec się przywitać, ale ja jak najszybciej weszłam do samochodu. Zaraz dostałam esemesa od Zayna:

*Skarbie co się dzieje?*
#Nic, pogadamy jak wrócę od lekarza# 
- szybko mu odpisałam i skoncentrowałam się na widokach za szybą samochodową. Po chwili byłyśmy już pod przychodnią, mama poszła mnie zarejestrować, a ja spokojnie siadłam na plastikowym krzesełku i czekałam na nią, po chwili wróciła z plikiem kartek.
M – Po tej pani z gabinetu my – posłała mi uśmiech.
R – Co będzie jak się okaże że naprawdę jestem w tej ciąży – zapytałam łamiącym się głosem.
M – Nic się nie stanie, a co ma się stać – uśmiechnęła się – wychowacie to dziecko z Zaynem, a my wam pomożemy.
R – A jak on nie będzie chciał tego dziecka?
M – To będzie największym debilem na świcie – pogłaskała mnie po ręku. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się i wychodząca pacjentka, powiedziała, że możemy wejść. Z zapartym tchem i mocno bijącym sercem weszłam do środka i siadłam na krześle…… ( wybaczcie, ale nie będę wam opisywać poszczególnych badań dobrze ;))
L – To zapraszam teraz jeszcze na USG – powiedział przemiły doktor koło 40-stki. Z opuszczoną głową poszłam do wyznaczonego miejsca i podciągając koszulę do góry położyłam się na kozetce. Lekarz rozsmarował mi żel po brzuchu po czym zaczął po nim jeździć jakimś urządzeniem.
M – I co widać już maluszka – zapytała pełna dumy .
L – Tak widzi pani o tu jest jego serduszko – pokazał na monitorze maleńką plamkę – O a co to – zaczął przyglądać się obrazowi uważniej – Nie do wiary – szepnął z uśmiechem kręcąc głową.
R – Coś nie tak – zapytałam zaniepokojona, martwiąc się już o mojego maluszka.
L – Wszystko w porządku, w jak najlepszym porządku.
R – To co się dzieje?
L – Ma pani ciążę bliźniaczą – powiedział odsuwając urządzenie od mojego brzucha i wycierając go papierem.
R – Ale jak to? – zaskoczona nie wiedziałam co robić. Czy płakać, czy się cieszyć – Ale że dwa maleństwa?
L – jak najbardziej – podał mi wydruki USG – A o to ich pierwsze fotografie.
M – będę babcią razy dwa – szepnęła szczęśliwa mama zalewając się łzami.
R – Bliźnięta – szepnęłam tylko nadal nie dowierzając.
L – Zapraszam na kolejną wizytę gdzieś tak za 2 miesiące.
R – A panie doktorze można jeszcze tylko wiedzieć, który tydzień.
L – jak najbardziej. Ciąża bliźniacza tydzień 6 – wypisał jeszcze recepty na witaminy, po czym wyszłyśmy z gabinetu. Jak zombie weszłam do samochodu, po czym wybuchnęłam płaczem.
M – Skarbie co się dzieje?- zapytała zaniepokojona mama siadając za kierownice.
R – Ja nie wiem czy tam radę – wyszeptałam chowając twarz w dłoniach.
M – Pomożemy ci.
R- Dziękuje – posłałam jej zapłakany uśmiech.
M – To może na pocieszenie pójdziemy na jakieś lody.
R – Możemy jechać – wtarłam oczy chusteczką. 

***
R – Zayn chciałbyś mieć dziecko? – zapytałam swojego chłopaka siedząc u niego w pokoju po południu. Mulat spojrzał na mnie zdziwiony po czym odpowiedział.
Z – Kiedyś na pewno może za 3, 4 lata, na razie o tym nie myślę, ponieważ mam karierę i jeszcze nie dorosłem do dziecka.
R – Rozumiem – powiedziałam zasmucona ledwo co powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Z – A skąd takie pytanie w ogóle?
R – Nie, nic – skłamałam – Tak o się zapytałam?
Z – Dlaczego kłamiesz?
R – Nie naprawdę nie będę ci zawracać głowy moimi problemami.
Z – Rose powiedz, może będę wstanie ci pomóc.
R – Nie będziesz mógł mi pomóc, ponieważ sam powiedziałeś, że nie jesteś gotowy na dziecko.
Z – Ale jak to?
R – Tak to Zayn, jestem z tobą w ciąży.
Z – Co? – osłupiały siadł na łóżku i patrzył na mnie – Ale to nie możliwe.
R – Wszystko jest możliwe – pierwsza łza opuściła moje oczy – Ale jak widać ty nie chcesz tych dzieci, więc musisz tylko zapłacić za aborcje.
Z – Po pierwsze jakich dzieci? A po drugie oszalałaś? Nie pozwolę ci zabić tego dziecka. Choćbym miał cię pilnować 24 godziny dziennie.
R – Odpowiadając na pierwsze pytanie to bliźnięta, a na drugie to cieszę się, że to powiedziałeś zdałeś test – powiedziałam podnosząc się do góry.
Z – To ty nie chcesz tej aborcji?
R – Nie. Nie umiałabym zabić własnych dzieci, ale z tobą ich też nie wychowam. Jak sam stwierdziłeś nie jesteś gotowy na dziecko, a co dopiero na dwójkę, tak więc gratuluje jesteś wolny od tej chwili. A i zostawiam ci na pamiątkę ich pierwsze zdjęcie – podeszłam do niego i lekko cmoknęłam go w usta – żegnaj Zayn, żegnaj na zawsze i pamiętaj nigdy cię nie zapomnę i nie wypuszczę ze swojego serca, bo za bardzo cię kocham – z tymi słowami na ustach wyszłam z jego pokoju zostawiając go jak słup soli. Wyciągnęłam telefon ze spodni i wykręciłam numer do mamy.
M –I co? – zapytała na wstępie.
R – Możesz już odpalać silnik, lecę do cioci Jenny do Włoch – powiedziawszy to rozłączyłam się i zakładając okulary przeciwsłoneczne, aby zakryć choć trochę zapłakane oczy wyszłam z domu One Direction głaszcząc swój brzuch.
- Żegnajcie przyjaciele, żegnaj Zayn – powiedziałam w myślach po czym wsiadłam do auta mamy. Odjeżdżając widziałam sylwetkę Zayna, który zapłakany stał w oknie swojego pokoju.

Jak widzicie opowiadanie to już powoli się kończy. Zostały może 2 lub 3 rozdziały i epilog i koniec tego jakże durnego opowiadania, które zwaliłam już na samym początku. Byłabym szczęśliwa, gdybyście napisali w komentarzach nawet głupie *czekam na kolejny, czy fajny*, ponieważ chciałabym zobaczyć ile was jest. Zapraszam także na http://kocham-zabawe.blogspot.com i na http://czas-na-nienawisc.blogspot.com


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 19

Minął tydzień, może nawet i dwa i w końcu nadszedł dzień mistrzostw. Od rana byłam chodzącym kłębkiem nerwów. Z samiuteńkiego rana Anie dostało się za to, że zabrała moją ulubioną bluzkę, co się okazało, że wisi ona na dworze susząc się, Brie oberwała z buta za to, że stwierdziła, że Louis wygląda jakby go połknął jakiś Troll i wypluł. No, ale co ja na to poradzę, że dziewczyna kiedyś z nim była i boom on pewnego dnia zniknął a teraz jeszcze jej gada, że myślał, że umarła. O jej jaki on romantyczny. Normalnie jak z koziej dupy trąba. Zła kopnęłam w nogę łóżka i podskakując jak Koziołek Matołek, wzięłam torbę z łóżka i pokuśtykałam na dół.

Jeszcze tylko 10 minut i my. Denerwując się coraz bardziej, poprawiłam czerwoną sukienkę. Nagle obok mnie pojawił Zayn. Zła walnęłam go w ramię z całej siły, a potem mocno przytuliłam.
Z - Ałć - powiedział tylko obejmując mnie ramionami.
R - Dlaczego tak długo?
Z - Korki były
R - Ja ci zaraz dam korki były - już brałam ponowny zamach, kiedy on schylił się i czule pocałował.
Z - Przepraszam.
R - Wybaczam - powiedziałam z uśmiechem.
S - Rose nie widziałaś może mojego bu..... o cześć Zayn - powiedziała speszona.
Z - Sabrine miło cię widzieć.
S - Postrzelony w mózgownicę też jest? - zapytała z rumieńcami.
Z - Chyba na widowni.
R - A czego szukasz?
S - Aaaa buta zgubiłam.
R - Zapewne jest tam gdzie go zostawiłaś - powiedziałam ze śmiechem.
S - Czyli?
R - Radzę sprawdzić na swojej nodze - powiedziałam szeptem i wybuchnęłam śmiechem
S - A faktycznie - strzeliła się w czoło i poszła.
Z - Hahahah normalnie Pan Hilary - powiedział ze śmiechem.
R - Gorzej pan Stres. 


Stoimy właśnie na scenie, zaraz zostanie puszczona piosenka. Serce wali mi w piersi jakby zaraz miało wyskoczyć. Bam-Bam. Bam-Bam. Biorę głęboki wdech i wydech, Wdech-wydech. I raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Bam-Bam. Bam-Bam. Zmęczona staje w miejscu i słucham oklasków, które nagradzają nasz trud. Stoję i jestem z nas dumna. Daliśmy radę. Uśmiecham się i kłaniając się schodzę za kulisy gdzie szczęśliwa rzucam się na chłopaka, którego serce należy do mnie. Namiętnie całuje go. Po czym czekamy na wyniki. Wygrywamy. Radośni idziemy uczcić to do baru. Wypijamy jedną kolejkę po czym wymykamy się z brunetem do pokoju hotelowego. Szczęście z wygranej, aromat alkoholu w krwi i bam. Nasze ciuchy upadają na podłogę. Nasze ciała ocierają się o siebie. Dajemy się ponieść namiętności, dynamice. Idziemy na całość.........................

PRZEPRASZAM ;) Zwaliłam całą końcówkę ;) Zapraszam także na nowego bloga czas-na-nienawisc.blogspot.com

Obserwatorzy